[254] Banda niematerialnych szaleńców

[254] Banda niematerialnych szaleńców

1 lipca 2018 0 przez Aleksandra

Danny Moon przez swój kolejny  wybryk zostaje ukarany – ma spędzić kilka miesięcy u wujostwa w Warszawie i chodzić tam do szkoły. Kara już od początku podoba się chłopcu, a kiedy przypadkiem odkrywa, że potrafi widzieć duchy, okazuje się, że czeka go największa przygoda w życiu.


Banda niematerialnych szaleńców to jedna z tych powieści dla młodzieży, gdzie grupa nastolatków samodzielnie staje przeciwko złoczyńcy, który pragnie osiągnąć określony cel. Jak to w takich powieściach bywa, cel jest troszeczkę na wyrost i ogólnie dziwny, dzieciaki mają mnóstwo szczęścia, a dorośli nie grzeszą inteligencją. Myślę, że to wszystko nie powinno jednak zostać uznane za problem – w końcu to kwestia konwencji i utrzymania w duchu najpopularniejszych powieści tego typu – choć warto zdawać sobie z tego sprawę na początku lektury.

Za to problem powieści stanowi świat przedstawiony. Same przestrzenie niby powinny być swojskie i zwyczajne – mówimy przecież o całkiem realnej Warszawie – tylko że bohaterowie nie pojawiają się w konkretnych miejscach – mamy jakiś cmentarz, jakąś galerię, jakiś sklep, jakąś szkołę i albo nie ma dla nich żadnych opisów, albo są bardzo szczątkowe. Nie wyobrazimy sobie w ten sposób świata otaczającego bohaterów, ale też nie damy rady uzupełnić go prostymi skojarzeniami widoczków typowych dla Warszawy. A to tylko początek problemów. Kwestia duchów, tego co mogą i czego nie też pozostawia wiele do życzenia. Autorka wprowadza zasady rządzące światem tylko po to, by za chwilę radośnie wymyślić od nich więcej wyjątków niż samych reguł, o niedopowiedzeniach już nawet nie wspominając. Na dodatek z duchami jest jeszcze jeden problem – ich motywacje są dość słabe. Samo założenie, że duchem zostają tylko najgorsi złoczyńcy, jest zastanawiające – naprawdę nikt nie chce po prostu pozostać na świecie, by opiekować się rodziną, czegoś przypilnować i tak dalej? Nic, nawet najpopularniejsze kalki z popkultury? Poza tym ci najgorsi z najgorszych stają się dobrzy. I jasne, to w sumie nic nowego, ale dlaczego tacy się stają? Bo tak sobie przez te wszystkie lata tułaczki pomyśleli, że chyba jednak za życia nie byli zbyt fajni. No gratuluję, przemiana jak się patrzy, ta argumentacja, te powody…

Konstrukcja postaci żyjących jest nieco lepsza. Główny bohater wypada naprawdę dobrze – nieco oderwany od rzeczywistości, rozpieszczony i pragnący przygody nastolatek może nie jest najciekawszą postacią, ale wypada przekonująco i ciekawie. Postacie drugoplanowe są bardzo schematyczne, ale i tak przyjemnie się o nich czyta. Problemem jest w zasadzie tylko Aneta – osadzenie dziewczyny w głównej roli wydaje się świetnym pomysłem, sprawiającym, że książka powinna trafiać i do chłopców, i do dziewczynek. Niestety, Aneta jest zbudowana ze stereotypów, które sprawiają, że raczej niewiele dziewcząt będzie chciało się z nią utożsamić, a żadna nie powinna.

Poza tym powieść jest dość zabawna, szczególnie na początku, kiedy Danny wkracza do świata duchów i próbuje go poznać, a także pierwszy raz styka się ze szkołą. Spodobać może się także wartka akcja i lekki, prosty język (choć powtórzeń bywa mnóstwo).

Banda niematerialnych szaleńców jest powieścią średnią. Potrafi bawić, czyta się dość przyjemnie, jeśli się zawiesi myślenie, ale jest w niej sporo niedopracowania.

M. Krasowska, Banda niematerialnych szaleńców, Kraków 2018.
czytampierwszy.pl