Bo złym pisarzem jest… Pilipiuk! – absurd
9 lipca 2013Kolejny post z serii „Bo złym pisarzem jest…”, tym razem zgodnie pierwszym założeniem dotyczy pisarza z Polski – Andrzeja Pilipiuka, który ma równie wielu fanów, jak krytyków. Spoilerów raczej nie ma, więc można śmiało poczytać.
Zacznijmy od tego, że wszystkich książek, które napisał nie czytałam – powstają w tempie rozmnażania się królików. Znam serię „Dziedziczki”, parę tomów Wędrowycza i kilka innych książek.
Głównym zarzutem dla Pilipiuka jest grafomaństwo wypominane przez krytyków, czytelników a nawet to samo określenie padające z jego ust pod własnym adresem. Mam pytanie – czy grafoman świadomy swego grafomaństwa, ale nic sobie z niego nie robiący i nic nie chcący zmienić, nadal jest grafomanem? A może kimś, kto chce w ten sposób coś przekazać? Czy pisze dla idiotów i wieśniaków? Dla ludzi mało ambitnych? Dla dzieci i nastolatków, którzy nie potrafią docenić dobrej literatury i odróżnić jej od badziewia na półkach księgarni?
Takiego. Owszem, można poczytać to, jak na grafomański tekst przystało – szybko, bez namysłu i obojętnie podchodząc do treści. Czemu nie? Tylko chyba nie o to chodzi. Wbrew wszystkiemu, co by na to wskazywało, tekst jest ambitny w takim samym stopniu, co „Kiepscy” czy „Ferdydurke”, a tym chyba nikt swego rodzaju mądrości nie odmówi? Przecież seria o Wędrowyczu całkiem ładnie odbija nasze społeczeństwo – widzimy pijaków, głupców, ludzi, którzy żyją dawnymi konfliktami i od lat drący koty ze swymi sąsiadami. Mamy tam wyrwanie się z wioski do „lepszego życia w mieście” i patrzącą nieco z góry i niechętnie żonę syna Jakuba. W „Dziedziczkach” znów mamy ludzi na zdegenerowanej wiosce, licznych głupich dresiarzy, ale pojawia się element dobra, dający nadzieję naszemu narodowi – Stanisława i Katarzyna, silne kobiety, walczące o dobro swojej ojczyzny. Mamy alchemika o nieskazitelnym charakterze i, wielkie nieba, honorze! Słowo już niemal zapomniane, ale jednak Pilipiuk nam o nim przypomina. W „Norweskim dzienniku” znów mamy chęć zmiany świata przez młodych ludzi… Wszystko w dość grafomańskiej otoczce, nie powiem. Ale fabuła i bohaterowie mają znaczenie. Pokazują jak jest, bo nie kłóćmy się – nasz naród rzeczywiście pełen jest pijaństwa, pamięci historycznej (no co, nie ma konfliktu wśród starszych ludzi między tymi, którzy pochodzą z Ukrainy i Wilna? a czy nie odnosimy się nieufnie do Rosjan?), gniewu i utyskiwania na wszystko/wszystkich. Mówimy, że chcemy zmienić świat, ale do dzieła ruszają nieliczni. Ta małą grupa ginie wśród morza beznadziei, ale znajdzie się kilka osób, którym pomogli. I nie każdy z tych zmieniających świat bohaterów ma nieskazitelny charakter. Niektórzy są jak Jakub – pijacy, pełni wad i w zasadzie powiedziałoby się, że nic dobrego w nich nie ma i ubić takiego, to nie szkoda. A jednak – szkoda. Bo oni też coś znaczą, też coś zmieniają. Też mogą czynić dobro, co Naczelny Polski Grafoman pokazuje bardzo dobrze.
Dlaczego wszystko jest podane na tacy z grafomanią? A dlaczego by nie poszydzić z naszych wad? Dlaczego nie wyolbrzymić wszystkiego, tak by każdy zauważył? Można przecież! Trzeba! Poważnie było i nie trafiło, to spróbujmy po grafomańsku, absurdalnie i źle. Może ktoś zauważy, że coś jest nie tak. Przecież sięga się ostatnio po dzieła bez wyrazu większych grafomanów, ludzie je czytają, to niech przeczytają i to. Pilipiuk w swoich książkach ma coś więcej i jeden na kilkunastu to zauważy. Czy przemyśli, czy nie to już jego sprawa. Jawna grafomania tylko zwiększa szyderstwo.
Skąd tyle absurdu i po co? A „Ferdydurke” Gombrowicza czytaliście? Książka na paru poziomach – na jednym absurd i głupoty – po co to w ogóle czytać? – na drugim głębszy sens, nad którym rozwodziłam się już tyle, że powtarzać nie będę, a że książkę Gombrowicza można znaleźć na listach szkolnych lektur, to i o tym powtarzać nie będę. Obie książki pozbawione tego drugiego dna, nie stają się złe. Przeciwnie – bawią. Nie jest to humor, który trafi do każdego, ale do niektórych tak. Dalej jest absurdalny i tym absurdem właśnie bawi. Zapewnia rozrywkę, lekką lekturę idealną do tego, by przy niej odpocząć.
Czy w takim razie Pilipiuk nie jest grafomanem? Oczywiście, że jest. Kilka razu zauważyłam, że używa tych samych zadań do opisania tej samej osoby lub, o zgrozo, różnych osób. Absurd, choć jest niesamowicie trudny do zastosowania, tak by tekst miał ręce i nogi, aż się wylewa. Wędrowycz zdecydowanie zasługuje na potoczne w blogosferze miano „Garry’ego Sue”.
Czy mimo tego jest dobrym pisarzem? Pewnie, że tak. Pod pewnymi względami. Pod innymi wcale nie musi odpowiadać wszystkim, ba, nie może.
Czy mimo tego jest dobrym pisarzem? Pewnie, że tak. Pod pewnymi względami. Pod innymi wcale nie musi odpowiadać wszystkim, ba, nie może.