[78] Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie – „Inferno”
19 lipca 2015Rok wydania: 2013
Kiedy sięgam po książki Browna mam jasno sprecyzowane oczekiwania – inteligentnie skonstruowana intryga, wartka akcja i niezwykłe zagadki, które może rozwiązać tylko ktoś o równie wielkiej wiedzy z zakresu historii sztuki i symbolizmu, jak profesor Langdon, paru teorii spiskowych związanych z tajnymi stowarzyszeniami. Do tego Brown zdążył przyzwyczaić swoich czytelników w poprzednich trzech tomach, ale „Inferno” od tego schematu trochę odbiega. Niestety, nie jest przez to lepsze, przeciwnie – wypada blado w stosunku do poprzednich książek.
Głównym problemem, jaki porusza książka w ramach intrygi jest przeludnienie i zapobiegnięcie zarazie. Szalony naukowiec postanawia wybić część ludzkości, by zmniejszyć przeludnienie i zapewnić gatunkowi przetrwanie. Jest wielkim fanem Dantego, więc na podstawie jego „Boskiej komedii” postanawia dać wskazówki Światowej Organizacji Zdrowia, gdzie pandemia się rozpocznie. ŚOZ sobie nie radzi, brak jej odpowiedniej wiedzy, więc o pomoc prosi profesora Langdona.
Nie powiem – zapowiadało się interesująco. Schemat z ucieczką, w towarzystwie pięknej kobiety, przed władzą i niebezpiecznymi osobnikami nie-wiadomo-skąd został zachowany, tym razem w otoczeniu malowniczej Florencji. Interesujące były opisy wszystkich tajemnych przejść, którymi Langdon się przemieszczał – ciekawa jestem, czy choć część z nich istnieje naprawdę. Jak zwykle wykorzystano znane dzieła sztuki, aby w nich ukryć zagadki i przy okazji czytelnik dostał lekcję ich historii, parę ciekawostek na temat twórcy czy ukrytych symboli. Do tego same dzieła zostały pięknie opisane. To element, który w książkach Browna nieodmiennie zachwyca – duża dawka wiedzy podana w przystępny sposób, jednocześnie zachęcająca, by sięgnąć do źródeł bardziej wiarygodnych.
W kwestii zwrotów akcji, do których czytelnik zdążył już w twórczości Browna przywyknąć – były dopiero w ostatniej 1/3, może 1/4 książki. Zapierające dech w piersi, nie do przewidzenia. W dużej części naprawdę dobre. Ale, jak to bywa, nie jest idealnie – wcześniej książka była nudna, a ciekawych wydarzeń niewiele. Pościg za Langdonem był już wielokrotnie odgrywany w niemal identyczny sposób, z tym, że w innych miejscach.
Samo rozwiązanie kwestii zagłady ludzkości z powodu przeludnienia i pomysł Zobrista, co z tym zrobić jest zaskakujący. Nie będę spojlerować o co chodziło, w końcu to podstawa fabuły, ale muszę napisać, że sensu niestety nie ma. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że i przez niego ludzkość jest skazana na zagładę, tylko jej powód nieco się zmieni. Wcześniej również pojawiło się kilka zwrotów akcji, które były dość naciągane. Wcale się nie dziwiłam Langdonowi, że nie może uwierzyć w wyjaśnienia Konsorcjum czy Sinskey – to po prostu mało wiarygodne, że jedna organizacja mogła zrobić aż tyle i ani razu nie dać znaku, że nie jest tak zła, jak się wydaje. Nie w momencie, kiedy po prostu poluje na człowieka. Nie przy tak jednoznacznie skonstruowanych opisach i to nie tylko tych, z punktu widzenia Langdona. Wiarygodność była czymś, co najbardziej zachwycało w książkach Browna – czytelnik wiedział, że to fikcja, ale zawsze była podana w sposób niesamowicie realny, z dbałością o drobne szczegóły, ciąg przyczynowo-skutkowy. Tutaj tego zabrakło, w zamian dostaliśmy coś na kształt kiepsko wykonanego deus ex machina.
Oczekiwałam od „Inferno” dużo i myślę, że znając wcześniejsze tomy opowiadające o losach Langdona miałam do tego prawo. Niestety, moje oczekiwania zostały bardzo zawiedzione. Wchodzący do piekła mieli porzucić nadzieję, czytelnik sięgając po „Inferno” również powinien – nie znajdzie tu niemal nic, co podtrzymałoby dobre wrażenie, jakie Brown zrobił poprzednimi książkami. A potencjał był.