[218] Trylogia Eel
16 września 2017Niewiele trzeba, by mnie zainteresować książką fantastyczną. W zasadzie czasami wystarczy krótkie „są w niej nawiązania biblijne”, żebym chciała ją przeczytać jak najprędzej. Tak też było z Eel Krzysztofa Bonka.
Max jest akupunkturzystą ze zdolnością odczytywania wspomnień. Pracuje w ośrodku, w którym dzięki swoim umiejętnościom pomaga ludziom, ma własne mieszkanie, robota, święty spokój i właściwie niczego więcej nie pragnie. Życie komplikuje mu się w momencie pojawienia się Alli, jego byłej, która zdolności Maxa pragnie wykorzystać do odnalezienia zaginionej córki.
Jakaś dziwna naiwność, brak logiki w postępowaniu postaci to coś, co bardzo drażni w pierwszym tomie: Max dowiaduje się, że ośrodek, w którym pracuje prawdopodobnie przeprowadza nielegalne transplantacje? Ok, idzie porozmawiać z pracownikiem tegoż ośrodka. Przemocą wyciąga informacje z innego pracownika i wierzy, że nie jest okłamany? Jak najbardziej. Ba, nawet wierzy, że sprawa zostanie miedzy nimi, przecież pracownik obiecał. Allia jest wybitnym agentem specjalnym (detektywem? coś w ten deseń) i dowodzi dużą grupą wojskowych. Mimo to do miejsca, w którym podejrzewa, że znajduje się jej córka, wchodzi bez zwiadu, sprawdzenia czegokolwiek, tylko na podstawie niezbyt wiarygodnych informacji, nie myśląc o konsekwencjach – no przecież „szkoda czasu” – tych kilku minut nie może poczekać żeby zrobić to w miarę bezpiecznie, kiedy czekała kilka lat. Strasznie też zaskoczyła mnie reakcja Maxa, gdy pomyślał, że Allia ma w sobie przeszczepione organy. Stwierdził on, że kobieta nie jest już sobą – jak najbardziej rozumiem, gdyby takie słowa padły z ust osoby urodzonej w XXIII wieku – tak zostali wychowani, takie rzeczy im wmawiano. Jednak u mężczyzny urodzonego w XXI wieku, który tylko słyszał o tym, dlaczego transplantacje są zakazane, jest to co najmniej dziwna reakcja.
Drugi tom upływa nam za sprawą uproszczeń i braku szczegółów. Bohaterowie walczą z kolejnymi najeźdźcami z kosmosu (dopiero pod koniec książki udało mi się doliczyć ile właściwie nacji na Ziemię najechało), ale czytelnik nie widzi opracowywania planów. Słyszy tylko wersję końcową, niekoniecznie brzmiącą sensownie, nie wie co właściwie może pójść nie tak, czy były jakieś alternatywy, jak pozyskiwano informacje… Nic właściwie nie wie i bardzo tego żałuje, bo zbudowałoby to jakiś obraz świata, który w całej powieści niestety jest bardzo ubogi – autor postawił na akcję i liczbę wydarzeń, nie na jakość ich przedstawienia. Oczywiście, w pierwszym tomie padło trochę informacji tworzących obraz typowego świata opanowanego przez systemy totalitarne (podział na trzy skonfliktowane państwa w połączeniu z przemyśleniami Maxa natychmiast nasuwa skojarzenia z Orwellem), ale przedstawiona jest głównie historia, to co działo się przez dwieście lat między zamrożeniem Maxa a bieżącymi wydarzeniami. Zresztą, informacje zostały podane w sposób mało wiarygodny – trudno uwierzyć w istnienie akupunkturzysty, nawet z nadzwyczajnymi mocami, który tak po prostu idzie miastem i rozmyśla o wydarzeniach ostatnich dwustu lat, zwłaszcza, że jest to świat, gdzie nawet myśli nie są prywatne.
W drugim tomie z logiką postaci też niekoniecznie jest lepiej – Roe znajduje dziecko, chce je ratować. Widzi jednak niepokonanych wojowników z kosmosu, którzy mogą zabrać jedzenie. Wie, że walki nie ma szans wygrać, a niemowlak zginie wraz z nim. Co robi zamiast uciec? Staje do walki, a z dzieciaka robi przynętę. Ojciec roku normalnie.
Po tych dwóch tomach z pewną rezygnacją i zniechęceniem sięgnęłam po trzeci, Genesis II. Choć w poprzednich tomach zwrotów akcji (bardziej lub mniej przewidywalnych) było dużo, to dopiero trzeci mnie zaskoczył. Był naprawdę dobry. Narracje przejmuje w nim Roe (ojciec roku z poprzedniego tomu), który wraz z Lue, wychowanką obcej nacji, szuka nowego domu w kosmosie. Jest to już klasyczna powieść o dorastaniu: Lue zbiera kolejne doświadczenia, zmienia się jej spojrzenie na świat i ludzi, na samą siebie i ukazanie tego naprawdę dobrze i ciekawie wypadło. Do tego sama podróż po kosmosie bardzo kojarzyła mi się z filmem Interestellar – nawet konstrukcja niektórych planet i wydarzenia na nich są podobne (szczególnie wodnej).
Wątki biblijne, o których wspominałam na początku recenzji, rzeczywiście są bardzo liczne, przy czym niekoniecznie potrzebne – można mówić o wzroście ich wagi wraz z postępem fabularnym. W pierwszym tomie pojawiają się postacie biblijne, co objawia się ich imionami, czasem zawodem – doskonale zbędne, nawet gdyby bohaterowie nazywali się inaczej, to nie byłoby różnicy. W drugim nawiązania do Apokalipsy św. Jana są już bardzo ważne i choć łatwość z jaką, poszczególni ludzie odczytują symbole i zaczynają w nie wierzyć zaskakuje, to jednak jest to ciekawe i ważne nawiązanie. Trzeci tom to głównie odrodzenie, tworzenie nowej Ziemi, czyli wątek najważniejszy, a zarazem najciekawszy. Bardzo podoba mi się uznanie Biblii jako opowieści z innego świata – gdzieś daleko wszystko wydarzyło się w określony sposób, więc w świecie powieściowym jest to źródło nadziei, coś w rodzaju wytycznych jak wszystko może, ale nie musi się potoczyć. To jeden z najciekawszych motywów i raczej niespotykany w polskiej fantastyce – coś podobnego wprawdzie robi Michał Gołkowski w Komorniku ++, jednak u niego cel jest inny – wykazanie nieudolności boskich legionów, w wyniku której ludzie mogą przetrwać. U Bonka chodzi o nadzieję i ostrzeżenie, nie ma to wymiaru oceniającego. W ogóle trylogia nie ma takie wymiaru, co także zaskakuje, jeśli spojrzeć na rodzimą fantastykę – zwykle powieści przedstawiają określone postawy i przemyślenia na tematy religijne. W Eel wprawdzie pojawia się krytyka i przedstawienie grzeszności zbiorowości religijnej, ale ma ona swoją przeciwwagę, a także nie jest ukazana jako całościowo zepsuta.Czy polecam Eel? Właściwie nie wiem. Podobał mi się tom trzeci, o pierwszych dwóch chciałabym zapomnieć i mam dziwne przeczucie, że faktycznie bardzo szybko zapomnę. Polecam więc Genesis II – spokojnie i z przyjemnością da się poczytać bez znajomości pierwszych dwóch części. Trylogia powinna się też spodobać osobom zainteresowanym wątkami biblijnymi w fantastyce, zwłaszcza, że wypada niebanalnie na tle tej najnowszej literatury.