[290] Nikt nie idzie
31 stycznia 2019Nikt nie idzie to dwie niezależne historie miłosne – Marzeny i Antka, Olgi i Igora. Łączą się za sprawą dziecka pierwszej z par – niepełnosprawnego Klemensa, który budzi zainteresowanie Olgi. I właściwie tyle można opowiedzieć o książce, bo fabularnie nie ma jasno zarysowanych wątków. Wszystko zdaje się być rozmyte, przenika się, nie dążąc do określonego celu.
Klemens nie jest pełnoprawną postacią, jest na to za słabo wykreowany. W dużej mierze staje się łącznikiem pomiędzy historią Olgi i Igora a Marzeny i Antka. Piszę to z pewną przykrością, bo wątek niepełnosprawnego chłopca wydawał mi się ciekawy. Niestety, nie jest taki. Jest nadmiernie uproszczony – Klemens nie sprawia dużych kłopotów, nie poznajemy też realiów życia z niepełnosprawnym dzieckiem, w gruncie rzeczy niepełnosprawność nie jest żadnym problemem – matka gdzieś tam wspomina, że się o niego boi, ale tak bardzo na marginesie, że w zasadzie nie ma to większego znaczenia. Chłopca można potraktować w zasadzie wyłącznie jako symbol – wszyscy bohaterowie cierpią na jakieś braki, z którymi muszą się skonfrontować przy spotkaniu z Klemensem, w pewien sposób są z nim zrównani, tak samo niezaradni w niektórych dziedzinach życia jak on.
Nikt nie idzie jest książką dobrze napisaną. Małecki zgrabnie podtrzymuje zainteresowanie czytelnika często nie dopowiadając przyczyn/skutków pewnych wydarzeń, kiedy indziej zdradzając coś przedwcześnie. Ostatecznie, mimo otwartego zakończenia, nie pozostajemy z pytaniami bez odpowiedzi, ale ich poszukiwanie sprawia, że naprawdę nie chce się odkładać książki choćby na chwilę. Powieść jest także sprawna narracyjnie – napisana dość prostym językiem, ale nie pozbawionym stylizacji gdy trzeba, a także oddaje sposób postrzegania świata przez bohaterów w różnym czasie, choćby dziecięce domysły na temat wyjścia rodziców – „Tamtego dnia rodzice wyszli do znajomych. Mama w sukience, tata pod krawatem, więc raczej na długo. [2018:84]”. W narrację wkrada się pewna chaotyczność – Małecki porusza wątki, by później je porzucić i wrócić po kilku stronach, czasem jakby tracił nimi zainteresowanie, kiedy indziej jakby uważał coś za oczywiste lub niepotrzebne w danej chwili.
Powieść Małeckiego jest dobra i ciekawa. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że sama jest w jakiś sposób niepełnosprawna. Próbuje poruszać poważniejszą tematykę, ale w sposób ledwo zarysowany, do tego ta chaotyczność, trudność w określeniu, o czym właściwie jest… Nie mam wątpliwości, że to wszystko jest zabiegiem celowym, który może się podobać lub nie, ale pełni określoną rolę. Ta niepełnosprawność Nikt nie idzie w żadnym razie nie jest czymś negatywnym, to komplement – składa powieść w zgrabną całość na wszystkich poziomach.
J. Małecki, Nikt nie idzie, Kraków 2018.
czytampierwszy.pl