[227] Szamański blues
26 listopada 2017Aneta Jadowska zasłynęła serią o Dorze Wilk i jest teraz jedną z najbardziej popularnych polskich pisarek fantastyki. Szamański blues to jednak moje pierwsze zetknięcie z jej twórczością. Dość udane, choć fanką raczej nie zostanę.
Witkacy jest policjantem ze zdolnościami magicznymi – widzi duchy i potrafi je odsyłać w zaświaty. Można przypuszczać, że to dostatecznie komplikuje mu życie – jak sam twierdzi trudno prowadzić przesłuchanie, kiedy duch wisi nad głową i prosi o przekazanie informacji rodzinie. Okazuje się jednak, że sprawy mogą skomplikować się jeszcze bardziej, kiedy w jego życie wkracza Konstancja – była dziewczyna – z nietypową sprawą kryminalną i paroma niespodziankami.
Szamański blues otwiera kolejną serię osadzoną w Thorn Universe, ale nieznajomość poprzednich książek w niczym nie przeszkadza – świat przedstawiony płynnie przenika się z rzeczywistym, nic nie jest niezrozumiałe, zwłaszcza, że większość jego elementów Witkacy tłumaczy. Nie żeby było ich jakoś szczególnie dużo – Thorn, Trójprzymierze, zaświaty i działanie eteru, do tego opis kilku zdolności magicznych – na tym kończą się elementy nowego świata. Zastanawiam się, czy naprawdę jest tak ubogi, czy też więcej nie było potrzebne/nie wie o nich Witkacy, ale to jest do sprawdzenia w innych powieściach uniwersum. Nawet tak szczupłe przedstawienie świata (a może zwłaszcza?) od razu nasuwa skojarzenia z innymi powieściami o podobnej tematyce, choćby serią Pośredniczka Cabot oraz Charley Davidson Jones. Zwłaszcza z tą drugą, bo poza podobnym motywem przewodnim – detektyw rozwiązujący sprawy kryminalne z udziałem duchów, powieść Jadowskiej ma podobny styl narracyjny – pełen potocyzmów, bezpośrednich nawiązań do popkultury, swoistego dystansu głównych bohaterów-narratorów do świata, pozostałych postaci oraz siebie i swojej niewiedzy. Zwłaszcza niewiedzy, bo jak Charley, tak i Witkacy niewiele o swoich umiejętnościach i otaczającym go świecie wie. Nie przywołuję tych dwóch powieści tylko po to, by wykazać podobieństwo, ale także by stwierdzić, że Szamański blues na ich tle wypada nieco blado. Zarówno Pośredniczka, jak i cykl Jones są lepsze za sprawą fabuły – znacznie bardziej rozbudowanej i tajemniczej, ale także postaci, które są bardziej charakterystyczne i mają niebanalne osobowości. Być może w kolejnych tomach się to zmieni – oba opowiadania z Szamańskiego bluesa służą głownie za wprowadzenie w życie bohatera.
Witkacy na początku powieści skradł moje serce za sprawą swojego podejścia do ludzi i rozmów, więc bardzo szybko przestałam podchodzić do niego krytycznie. Tylko że gdy po przeczytaniu zastanowiłam się nad nim, to sporo stracił. Może nie sympatii, ale na pewno mojego zainteresowania i uznania dla kreacji. Z jednej strony jest dość schematyczny – stary kawaler, który nie sprząta, nie gotuje, nie pierze, z własnym życiem się nie liczy. Z drugiej stale definiuje się przez postać Konstancji, swojej byłej, i w pewnym momencie miałam wrażenie, że niczego poza nią w jego życiu nie ma. Trochę to zaskakujące, zważywszy, że rozstali się piętnaście lat wcześniej i nawet nietypowe okoliczności jej pojawiania się i sprawa, nad którą Witkac w związku z tym pracuje, stają się jedynie tłem do jego rozważań nad Konstancją i nim samym. Zwłaszcza, że na początku ma do niej żal za porzucenie, a potem nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, stwierdza, że to jego wina i ojej, jak ją skrzywdził.
Pozostałe postacie… Cóż, są, ale nie żeby jakoś szczególnie ciekawe. Zainteresowała mnie Katia, która ma predyspozycje, by stać się skomplikowaną postacią, ale to jeszcze nie ten etap, żeby nią była. Dora, o której postacie często mówią i która na chwilę się pojawia, stanowi bardzo dobry odstraszacz od Heksalogii o Wiedźmie – jeśli tutaj jest tyle peanów na jej cześć, to aż boję się, co może być w serii jej poświęconej. Konstancja jest klasycznie irytującą postacią – najwyraźniej przekonana o swojej wspaniałości nie zamierza pozwolić profesjonaliście spokojnie pracować i cały czas włóczy się z nim, by dopilnować, że… Pracuje? Dobrze pracuje? Trudno powiedzieć, ale dla Witkacego jest strasznym problemem i dlatego bohater tylko kombinuje jak jej uciec i pozbyć się problemu.
To nie jest tak, że Szamański blues mi się nie podobał. Po prostu postawiłabym go na półce z napisem „klasyczne czytadło na jeden wieczór”. Nic ciekawego i oryginalnego tam nie ma, ale czytanie też nie boli – wszystko jest spójne i logiczne. Nie zachęci do zastanowienia, nie pozostanie na długo w pamięci, ale jeśli trzeba się odstresować, to sprawdzi się przyzwoicie.