Czy komukolwiek trzeba jeszcze przedstawiać Hannibala Lectera? Zabójczo inteligentnego psychiatrę o nietypowym rozumieniu piękna i wyrafinowanym guście? Podejrzewam, że niewiele osób o nim nie słyszało, zważywszy na popularność serialu.
Moje początki z „Hannibalem” były dość… Specyficzne. Z jednej strony fascynowała mnie gra, którą tytułowy bohater podjął z jednostką profilerów z FBI. Przez cały czas obserwowałam jego poczynania zastanawiając się, czy rzeczywiście wszystko ujdzie mu na sucho, czy jednak gdzieś się potknie. Perfekcyjne przygotowanie i inteligencja zarówno Hannibala (Mads Mikkelsen) jak i Willa (Hugh Dancy) z FBI sprawiły, że było to naprawdę emocjonujące przedstawienie. Z drugiej strony pojawiały się sceny tak odrażające, że miałam ochotę odwrócić wzrok od ekranu i rzeczywiście czasem tak robiłam. Sprawy, przed którymi staje Will były naprawdę niezwykłe, a widok wnętrzności ludzki, poćwiartowanych szczątków czy ciała ludzkiego przerobionego na pożywkę dla różnych roślinek, to coś normalnego w niemal wszystkich początkowych odcinkach. Początkowych, bo później sprawa przechodzi w zwykłą rozgrywkę intelektualną – rozlewu krwi jest mniej, brutalnych scen jak z klasycznego horroru też, a ogląda się coraz przyjemniej.
Co sprawia, że serial ogląda się tak dobrze? Dwie rzeczy, o których pośrednio już wspomniałam. Po pierwsze fabuła – niby było wiele seriali kryminalnych, w wielu przestępca współpracował z policją czy FBI, ale w tym przypadku jest coś wyjątkowego. Po pierwsze sprawy, które rozwiązuje Will – są nietypowe, sam bohater też rozwiązuje je w sposób niezwykły. Relacja Willa i Hannibala również nie należy do przeciętnych i ich stopniowe poznawanie się, przekraczanie granic i powolne domysły Willa (a co dopiero zbieranie dowodów!), stanowią niesamowite, pełne zwrotów akcji i pozornie patowych sytuacji widowisko. Ani przez chwilę się nie nudziłam, nie zdarzyło się też, bym jakieś rozwiązanie przewidziała. Twórcy sięgnęli po rozwiązania, o których nawet nie pomyślałam.
Druga kwestia to bohaterowie. Sama ich kreacja jest cudowna – większość była nietuzinkowa, choć w paru przypadkach pojawiły się schematy. Jack (Laurence Fishburne) to typowy gliniarz – poświęci wszystko dla sprawy, będzie manipulował i wykorzystywał ludzi, jeśli to pomoże złapać mordercę. Jednak to typ postaci, bez której ciężko stworzyć serial kryminalny – stanowi swego rodzaju ostoję, coś stałego i stosunkowo (nie myślcie, że całkiem!) przewidywalnego w całym serialu. Jest to tylko jeden tego typu element, natomiast reszta jest już inna.
Wszystkie role są też doskonale zagrane i nie wiem, czy to nie jest coś, co powinno zaniepokoić. Jakby nie patrzeć większość bohaterów „Hannibala”, to psychopaci…
Element rozczarowujący? Zakończenie sezonu trzeciego, który podobno ma być ostatnim. Było przewidywalne – przynajmniej w kwestii głównego wątku. Z jednej strony na swój sposób piękne, ale też dziwne – ostatnia scena z Lobelią była absurdalna. Chyba że stanowiła jednak furtkę do sezonu czwartego, na wypadek, gdyby ten miał jeszcze kiedyś powstać… Nie mniej serial zatoczył krąg – początki oglądałam z mieszanymi uczuciami, koniec również zafundował niezły koktajl. Serial jak najbardziej polecam, ale raczej tym, którzy mają mocne nerwy.
Tytuł: Hannibal
Liczba sezonów: 3
Liczba odcinków w sezonie: 13
Lata emisji: 2013-2015