[69] Zakochać się w żarówce – „Obsydian”

21 maja 2015 0 przez Aleksandra
Tytuł: Lux: Obsydian
Autor: Jennifer Armentrout
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 442

Nieczęsto czytam książki z gatunku paranormal romance – zwykle są dla mnie zbyt schematyczne i do bólu płytkie – ale od czasu do czasu czegoś takiego potrzebuję. Do poczytania bez zastanowienia, po to tylko, by odpocząć. Zapomnieć o świecie i wszystkim, co ważne. „Obsydian” sprawdził się pod tym względem idealnie.

Matka Kat po wielu latach postanowiła uporać się z przeszłością i zacząć życie od nowa. Dlatego przeprowadziły się do Ketterman w Zachodniej Wirginii. Miało tam być spokojnie, nudno i zupełnie inaczej niż na Florydzie. Za sprawą niezwykłych sąsiadów okazało się jednak, że „spokojnie i nudno” to nieodpowiednie określenia dla małej miejscowości.

Początkowo fabuła niemiłosiernie kojarzyła mi się ze „Zmierzchem” Meyer. Cała otoczka – przeprowadzka do małej mieściny, wyjątkowy chłopak, dziwna rodzina, bohaterka mieszkająca z jednym z rodziców, którego nigdy nie ma i dziwne, że jakoś sobie w życiu radzi – to wszystko jest strasznie typowe i najbardziej kojarzone z gatunkiem, ale także własnie z tą serią. Było to jednak wrażenie właściwe tylko na początku i znikało wraz z rozwojem fabuły i poznawaniem bohaterów.

Pierwszym zaskoczeniem było to, że Katy nie jest postacią bierną. Zwykle główna bohaterka w tym gatunku jest biedna, bezbronna i może jedynie czekać na ratunek wspaniałego bohatera, który przy okazji strasznie jej się podoba. Nie tym razem. Kat nie czeka, działa sama. Ba, nawet ruszyła na ratunek Daemonowi, stoczyła bitwę. Nie da się zaprzeczyć, że dziewczyna ma charakterek – pyskata, pewna siebie, uparta, ale i odważna, zdolna do poświęcenia. To bardzo duże urozmaicenie w gatunku. Zwłaszcza, że nie była skrajnie naiwna, a jej zachowanie rzadko bywało głupie.  W kreacji tej postaci nie pominięto również aspektu zainteresowań i Katy została blogerką. Książkową na dodatek. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to zwykły chwyt marketingowy, który się sprawdza sądząc po recenzjach, które czytałam, ale jest ładnie wpleciony. Nienachalnie, z zachowaniem wiarygodności, poza tym nie jest jedyną pasją Kat.

Głowna bohaterka dostała cały akapit na swój temat, bo na temat pozostałych postaci nie mam do powiedzenia nic ponad to, że są strasznie sztampowe i w żaden sposób się nie wyróżniają. Są urocze lub odrzucające w typowy sposób, przy zastosowaniu klasycznych technik. Mamy cudowną gadułę, której nie da się nie lubić – Dee, dwie szkolne plotkary, napalonego osiłka, byłą Daemona, która oczywiście jest straszną zołzą… Trochę szkoda, że Armentrout nie postarała się o wykreowanie pozostałych postaci lepiej. Jednak jak na ten gatunek jedna dobrze wykreowana postać, która nie jest do końca sztampowa, to i tak całkiem nieźle. Fabuła też jest w stanie to uratować, bo dzięki niej schematyczne postacie nie drażnią tak bardzo.

Początek jest mało obiecujący, ale im dalej, tym ciekawiej. Po pierwsze akcja nie skupia się na wątku miłosnym, nie ma też nic, co wskazywałoby na możliwy trójkąt. Istotnym elementem jest rozwój relacji między ludzkich – przyjaźni, pojawiającej się troski o bliskich i strachu o przyszłość. Te są naprawdę dobrze przedstawione. Wprawdzie fabularnie książka czerpie bardzo dużo ze znanych już motywów, jak choćby pilnujących kosmitów służb rządowych i Strefy 51, walki światła z ciemnością, dobra i zła, ale ich przedstawienie jest interesujące i momentami bardzo nowatorskie. Jest też sporo zwrotów akcji, nieprzewidywalnych rozwiązań, co było jednym z powodów, dla których ciężko było odłożyć książkę przed zakończeniem lektury. Pewnie, w kreacji świata pojawiło się trochę założeń mocno naciąganych, ale mogę już powiedzieć, że nie należy się nimi zrażać, w kolejnym tomie zostają sprostowane.

Drugim powodem były dialogi. Bardzo żywe, naturale, pełne sarkazmu. Czasem przez to robiły się nieco chamskie, jednak doskonale pokazywały wyraziste charaktery Kat i Daemona (tak, on jest typowym bucem). Nie da się zaprzeczyć, że były zabawne.

Podoba mi „Obsydian”. Nie wpasowuje się idealnie w charakterystykę gatunku, która gdzieś tam krążyła mi po głowie i jeśli może być przykładem ilustrującym, w którą stronę rozwija się paranormal romance, to i ona mi się podoba. Jeżeli ktoś szuka prostej i niewymagającej rozrywki, to jak najbardziej polecam.

>*<
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę
Proszę o komentarze 🙂