Powinieneś się uczyć i pracować. Jednocześnie. Powinieneś znać pisarzy ABC, malarzy DEF, reżyserów GHI i sportowców JKL. Powinieneś uprawiać sport. Zdrowo się odżywiać. Regularnie chodzić do lekarza. Pamiętać o świętach narodowych i kościelnych. mieć swoje własne, koniecznie zgodne z wygłaszanym przez profesorów/recenzentów/znawców zdanie. Powinieneś. Musisz. To Twój obowiązek. Inaczej nie możesz nazywać się osobą inteligentną i kulturalną. Inaczej, człowieku, jesteś zwykłym tępakiem. Idiotą bez zainteresowań. Bez przyszłości. Olać cię. I tak jesteś nikim. Szarą masą. Prolem.
Czy tylko ja uważam, że to śmieszne? Te wszystkie rozgraniczenia, stwierdzenia, że musisz coś robić, bo coś tam. Jesteśmy ludźmi. Podobno wolnymi. Mamy prawo robić to, co uważamy za słuszne. Ale tylko w granicach tego, co uważa „ktoś ważniejszy/mądrzejszy”, jak się okazuje. Bo fajnie, że czytasz książki, ale jak nie znasz Bułhakowa, to nie znasz się na literaturze, nie masz pojęcia o tym, co się tworzy i jak powinna wyglądać ta wspaniała dziedzina sztuki. Należysz do szarej masy… I kij z tym, że gość nie żyje od ponad 70 lat, a Ty się interesujesz współczesnością i zupełnie innym gatunkiem. Kij z tym, że nie interesuje cię sztuka nowoczesna, żadną miarą jej nie rozumiesz, do galerii musisz maszerować… Kręci cię popkultura, ale masz po nią nie sięgać, bo ważniejsze są dzieła starsze. Nie jesz zdrowo, to umrzesz niebawem, to pewne. A nie daj bór, jeszcze palisz! To już koniec z Tobą, idź, kup sobie trumnę.
To głupie. Służy chyba jedynie poprawie samopoczucia osoby, która wygłasza tak światłe twierdzenia. A nie są to tylko uczeni. Nie jest to mama, każąca założyć szalik, bo jest zimno. To my sami. Mówimy to sobie i ludziom w swoim otoczeniu. Ile razy trafiłeś na jakichś blogach na listę „czegoś, co musisz znać”? Ile razy sam użyłeś tego określenia w stosunku do kogoś? Że musi coś zrobić?
Ja tylko pod swoim adresem. No i czasem młodszego brata, jak pół dnia nie chce jeść. Wiem, że
muszę
coś zrobić, bo chcę czegoś. Taki ciąg przyczynowo-skutkowy. Ale jak ktoś mówi, że muszę, to rodzi się we mnie bunt. Mam ochotę zaśmiać się i spytać dlaczego. Co się stanie, jeśli tego nie zrobię? Będę niżej od kogoś na drabinie społecznej? Będę gorsza/głupsza/wcieleniem całego zła i ignorancji tego świata? Spoko. Będę. Ale w zgodzie ze sobą. Z tym czego ja chcę, a nie ktoś. Bo żyję dla siebie i niespecjalnie mnie interesuje, co ktoś myśli, że powinnam. Większość z nas ma więcej zainteresowań i rzeczy, które chciałby zrobić niż czasu w całym swoim życiu. Rada, by robić, to czego się chce, a nie czego oczekują inni, jest najlepszą możliwą. Ma tylko jeden haczyk – wymaga odwagi. Jak schrzanisz, to tylko ty będziesz za to odpowiadał. Gotów podnieść rękawicę?