Bo złym pisarzem jest… Meyer! – szufladki

23 kwietnia 2014 0 przez Aleksandra
Pani Meyer jako pisarka stała się postacią budzącą tak sprzeczne opinie, że nie da się obok niej przejść obojętnie. Emocje związane ze „Zmierzchem” wprawdzie już dawno opadły, jednakże w towarzystwie osób czytających czasem ciężko powiedzieć „lubię Zmierzch”, a jeszcze trudniej w towarzystwie tych, które nie czytają. Pierwsi czasem się pośmieją, czasem oleją. Drudzy prędko zaszufladkują jako pustą trzynastolatkę lub kogoś, kto nie może dorosnąć, jest mało ambitny… Oczywiście generalizuję, nie zawsze tak jest. Jednakże skoro często tak, to wykorzystam sobie panią Meyer i na podstawie jej fanów i antyfanów pomówię o szufladkach.

Fani „Zmierzchu” i Meyer zachwalają jej książki, bo świetna fabuła, bo bohaterzy cud, miód i orzeszki, można się w nich zakochać. I jakaś głębia jest. Antyfani, zarzucają, że fabuła płytka, że Bella to idiotka, która potrzebuje faceta, by żyć, styl autorki jest beznadziejny, a sama książka to głupi romans. Fani niby są dziecinni, a antyfani, to zwyczajni idioci niedostrzegający geniuszu bądź pozują na intelektualistów. Argument z pozowaniem jest piękny i obecnie dotyczy niesamowitej ilości spraw, choćby czytania w komunikacji miejskiej…

Nieważne, na ten temat napisze innym razem. Ważne, że wszystkie podawane argumenty są na tym samym poziomie, który to albo zahacza o poziom morza, albo znajduje się już pod nim. Przykre, zwłaszcza, że mówimy o książce. Tylko książce. Każdy może do niej podejść subiektywnie. Każdy ma prawo do własnego zdania. Do czytania tego, na co ma ochotę. W praktyce nie ma, bo za sam dobór lektur można niesamowicie oberwać. I gdzie ta nasza wolność? Poszła w diabły z dotrzymywaniem obietnic wyborczych?

Co ja mam do „Zmierzchu”? Nic. U mnie na półce też stoją wszystkie cztery tomy. Wszystkie przeczytałam, pierwszą część chyba nawet dwa razy. Po raz kolejny znajduję się gdzieś pomiędzy fanami i antyfanami – lubię „Zmierzch”, ale nie zachwyca mnie jak wiele innych książek.

Po pierwsze jest to książka prosta i lekka. Nie ma nas uczyć (choć i tutaj można polemizować –

poświęcenie, lojalność, przyjaźń i miłość są wyeksponowane nie gorzej niż w „Harrym Potterze”), przedstawiać prawd moralny i intelektualnych, zmuszać do myślenia o sprawach życia, śmierci i czego tam jeszcze. Ma bawić. Taka, o dziwno, jest rola współczesnej prozy. Nie ma powodu, by rozwodzić się nad martyrologią czy czymś takim. Przy „Zmierzchu” mamy po prostu miło spędzić czas. Nie ambitnie czy rozwojowo. Miło. Pośmiać się, wzruszyć. Odpocząć. I nic w tym złego, że ludziom się podoba. Okey, język jest prosty. To umieranie Belli po wyjeździe Edwarda śmieszne. I co z tego? To romans, powieść lekka z zasady. Krytykowanie w ten spsób jest absurdem. to tak, jakby sięgnąć po „Ulissesa” Joyca i powiedzieć, że jest zły, bo trudny. Albo jeszcze lepiej – porównać „Zmierzch” z „Ulissesem” i na tej podstawie stwierdzić, że jest zły. Śmieszne, przecież to nie ta kategoria. A „Zmierzch” do prozy ambitnej nigdy nie aspirował.

Nie pojmuję bumu na wspaniałość „Zmierzchu”. Nie pojmuję hejtowania „Zmierzchu”. Ta książka na to nie zasługuje. Ani na jedno, ani na drugie. A samą Meyer zostawmy w spokoju – kurczę, kobieta odwaliła kawał dobrej roboty – nastolatki zaczęły czytać. Książki, nie posty na Facebooku. A fakt, że nie sięgnęły po
„Ulissesa” nie jest niczym złym. Chodzi o to, by czytać, to co lubimy, a nie katować się ambitną lub pseudoambitną literaturą. I serio, czy prosty język może być w tym przypadku zarzutem? Jak inaczej pisać romans? Używając górnolotnych porównań i słów, wymagających od czytelnika siedzenia ze słownikiem? Powodzenia w sprzedaży książki. I z recenzjami, bo będzie to śmieszne i karykaturalne. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że pisarz pisze tylko dlatego, że lubi a nie dla pieniędzy, bo te się nie liczą. To tak jakby powiedzieć, że lekarz, informatyk, murarz i każdy inny pracownik intelektualny bądź fizyczny nie dostawał pensji, ponieważ lubi swoją pracę.

Meyer napisała książkę, którą ludzie chcą czytać? Świetnie, gratuluję, też tak kiedyś chcę. Nie jest to książka ambitna? Super, przynajmniej nikt nie będzie dzieciaków w szkołach zmuszać do jej czytania. Chociaż „Wiedźmin” też ambitny nie jest, a w szkołach się go ostatnio omawia. Książka ma zagorzałych przeciwników? Okey. Jaka ich nie ma? Po prostu tych od „Zmierzchu” bardziej widać, bo seria stała się bardzo popularna. Ale też faktem jest, że skoro ktoś ma prawo czytać i lubić „Zmierzch” czy jakąkolwiek inną książkę, to inna osoba ma prawo być innego zdania. I nikt nie może tego prawa zabrać.W końcu nie do każdego trafi tego typu książka – jedni lubią horror, inni romans, a jeszcze inni dramat. I zazwyczaj wiemy, co lubimy, a skoro tak, to po co pchać się tam, gdzie wiemy, że coś nam nie podejdzie? I po co wypowiadać się o książce, która nie będzie się danej osobie podobała tylko dlatego, że jest w nieodpowiednim gatunku?

Proszę o komentarze 🙂

* Obrazki z Fabryki Memów i Demotywatorów.