Czy to źle?

1 października 2013 0 przez Aleksandra
Jakiś czas temu spotkałam się z oskarżeniem wobec „Gry o tron” Martina, że stała się znana tylko dlatego, że ją zekranizowano i tylko dzięki serialowi uważa się, że jest dobra. Gdyby serial okazał się niewypałem, to i o książce mówiono by źle. Ciekawostką jest to, że w sumie nie tylko o „Grze” można takie opinie usłyszeć, a również o wielu innych książkach, o muzyce… W sumie o wszystkim. Czy to rzeczywiście jakiś problem, jakieś naruszenie praw rządzących sztuką, że coś staje się znane przez film? Nie sądzę i oskarżenie w żaden sposób do mnie nie trafia.
Ilu malarzy stało się znanych dopiero po śmierci? To już się chyba wymyka liczbom. Umiera jakiś człowiek, nagle okazuje się, że miał talent i jego obrazy każdy chce mieć w domu. Sprzedają się za obłędne sumy, a ich twórca za życia nieraz przymierał głodem. Okazuje się, że stworzył coś nowego, innego, docenianego. Dziś w ten sposób może działać na literaturę film. Nie dlatego, że pokaże geniusz jako taki – nie raz i nie dwa bywało, że ekranizacja przekłamywała oryginał i do pięt mu nie dorastała. Ale pojawił się rozgłos. Ludzie zaczęli sięgać po książkę, by ją porównać z filmem. Czy to źle? Nie, bo co za różnica jakie są pobudki? Niech czytają na zdrowie. Czytelnictwo jest propagowane, autor zyskuje czytelników i pieniądze. Komu to szkodzi? Dlaczego? Niech pisarz sobie zarabia na swoich książkach. Sam je napisał, więc ma prawo. Dopiero teraz został doceniony? No chyba nie. Skoro jego książkę postanowiono zekranizować, to znaczy, że ktoś uznał historię za ciekawą i wartą rozpowszechnienia.

Bądźmy szczerzy – nie do każdej książki da się dotrzeć od razu. Nie o każdej się usłyszy. Jeśli film w tym pomoże, to bardzo dobrze. Wiele dobrych książek można dzięki temu odkryć. Ekranizacja jest swego rodzaju reklamą, a ta jest w obecnych czasach niemal niezbędna, by istnieć. Również dla książek. Pewnie, miło by było, gdyby czytelnicy potrafili wszystko sami znaleźć, wszystkim się zainteresować i przeczytać, ale tak nie jest. Nie może być. Ile razy stojąc przed regalem w bibliotece staliśmy w obliczu decyzji ta czy ta książka? Piekielny limit nie pozwala wypożyczyć obu, trzeba się zdecydować, a długo nie będziecie w bibliotece… Którą wybieracie? Tę, o której nic nie wiecie, której autora nie znacie nawet, czy tę, której tytuł i autor coś już Wam mówi, o której słyszeliście parę pochlebnych opinii? Tę na podstawie której podobał Wam się film/serial czy dotąd nieznaną?