[4] Śmierć i zmiany – „Achaja” III
13 sierpnia 2013Recenzja bierze udział w wyzwaniach Czytajmy polską fantastykę i Czytam fantastykę.
Tytuł: Achaja, tom III
Autor: Andrzej Ziemiański
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 416
Ledwo odłożyłam tom drugi „Achai” sięgnęłam po trzeci. Nie powiem, oczekiwałam, że będzie lepszy od poprzedniego, ale przeczuwałam, że będzie kilka scen, które z całą pewnością mogą zepsuć mi lekturę, choćby to, że Achaja i Noolan będą musieli się ze sobą zmierzyć. Ale po kolei.
Ten tom opowiada niemal wyłącznie o walce. Ciągle bitwy, strategie, wojna. Nic dziwnego, podbicie Luan to nie taka prosta sprawa, żeby zamknąć ją na kilkunastu stronach i pisać o czymś innym. Sceny walk były różne. Raz lepsze, raz gorsze. Nie podobał mi się sposób opisania pierwszych działań zbrojnych na terenie cesarstwa. Zbytnio przypominał rozdział z podręcznika do historii – to się zdarzyło, potem walczyli tutaj i było ciężko, ale zrobili tak… Zbyt bezosobowo, bez emocji. Rozdział z podręcznika, nic więcej. Za to walka z Noolanem to już inna para kaloszy. Obawiałam się, że Achaja ponownie pokaże jaka jest niepokonana i wspaniała, ale nie. Ta walka była inna. Księżniczka prawdopodobnie by nie przeżyła, gdyby szermierzowi zależało na jej śmierci. Przyznam, że ten fragment zrobił na mnie wrażenie. Umierający książę staje do walki ze zdrową dziewczyną i choć umiera, to ona bardziej cierpi. Nie dlatego, że zabiła, a z powodu słów, które zmusiły do zastanowienia Achaję. Jej reakcji na nie – pełnej cierpienia, smutku, ale też nagłego zrozumienia. No, ale przy walce z Mariną księżniczka wróciła na swój niesamowicie wysoki poziom. Pokonała ją w sposób popisowy, po raz kolejny budząc strach w otaczających ją ludziach – tym razem rycerzach owianego złą sławą Zakonu. Zepsuło mi to dobre wrażenie, które miałam po czytaniu o pojedynku z Noolanem.
Zapomnijmy o wszystkich walkach, bitwach i innych potyczkach. Zajmijmy się nieco innym tematem –
zmianami. Wspominano o nich w poprzednim tomie, a tu się mówi o nim cały czas. Niepotrzebnie. Kurczaki, zmiany są widoczne na każdym kroku – w sposobie walki, myślenia, działania… We wszystkim. Powtarzanie „teraz będzie inaczej” co rozdział to gruba przesada.
Zakończenie… Szybkie. Znów pisane jak w kronice, ale tym razem jakoś przyjemniej się czytało. Dobre. Wyjaśniły się losy wszystkich bohaterów, którzy przeżyli walkę z Zakonem (a tam była prawdziwa rzeź… kto zginął? kto okazał się zdrajcą? Czytajcie, czytajcie…:)). Trochę smutno mi się zrobiło, bo wielu bohaterów naprawdę paskudnie oberwało. Nawet Achai mi się szkoda zrobiło. W sumie jedną wadę miała – alkoholizm. Myślę, że mimo wszystko została sprzedana przez Arkach. Za dużo wyższą cenę niż w przypadku Troy, ale mimo wszystko. W pewnym sensie można powiedzieć, że jest postacią tragiczną i nieważne co robi, jak bardzo się poświęca, będzie cierpieć. Co nie zmienia faktu, że jest przeidealizowana. W zakończeniu podoba mi się, że nie było schematu „wszyscy żyją” lub „część umiera, reszta żyje szczęśliwie cała, zdrowa i szczęśliwa”. Nie ma tak. Bohaterowie są okaleczeni, nie potrafią radzić sobie w normalnym życiu, bez ciągłych walk. Pewnie, robią czasem robią niezwykłą karierę, co jednak nie zmienia faktu, że ich brak przystosowania jest widoczny. Żyją ze skazą, nie mogąc się w pełni odnaleźć.
Ten tom jest lepszy od pierwszego, ale od drugiego już nie. Nadal czyta się lekko i w miarę przyjemnie, ale utracił na humorze. Niby nic dziwnego, skoro dookoła walki i krew, ale mimo wszystko – dotąd też lekko nie było, ale ten humor, choćby w dialogach, rozładowywał napięcie. Teraz momentami zrobiło się ciężkawo – postacie rozpaczają, wiedzą, że umrą, tracą sens istnienia. Godzą się ze śmiercią w sposób aż nazbyt stoicki – „ktoś musi umrzeć, więc dlaczego nie my?”, parafrazując. Wypada średnio. Mimo to zachęca do przeczytania „Pomnika Cesarzowej Achai” – tutaj istnienie Mereditha i wspominanie o Ziemcach sensu jeszcze nie ma, ale powoli wprowadza coraz bardziej interesujące fakty.
Czy polecam ten tom i całą serię? Tak. Nie jest to fenomen, ale czyta się w miarę dobrze, mimo braków w postaciach. „Achaja” nadrabia w innych kwestiach – swego rodzaju mądrości, humorowi i umiejętnemu przeniesieniu do innego świata, choć na dobrą sprawę nie znamy go za dobrze. Potrafi oddziaływać na wyobraźnię.
Recenzja ukazała się również na portalu: Webook.pl