Pyrkonowa relacja
25 marca 2014O Pyrkonie chyba nie trzeba wiele mówić na wstępie. Każdy fan fantastyki wie, czym jest, a Ci, którzy z fantastyką niewiele mają wspólnego, też zazwyczaj go kojarzą choćby z nazwy – w końcu to największa tego typu impreza w Polsce.
Dla mnie tegoroczny Prykon był pierwszym, na jaki zdecydowałam się pojechać. Był to też ogólnie pierwszy konwent, na jaki pojechałam, podobnie jak reszty mojej grupy. Pierwszy szok przeżyłam, gdy zobaczyłam ilość punktów w programie – dlaczego jest tego aż tyle i niemal wszystko ciekawe?! Przecież nie mogę być w kilku miejscach jednocześnie! Jakoś jednak udało się wybrać najciekawsze prelekcje i spotkania autorskie, choć oczywiście nie na wszystkie udało mi się wejść – ilość osób chętnych by wziąć udział w prelekcji o Barwach Biedy czy Sherlocku Holmesie znacząco przekroczyła miejsce w sali. Na Barwy niestety nie udało mi się wejść, ale na Sherlocka już tak. Z przyjemnością spędziłam dwie godziny w niewygodnej pozycji na podłodze i w efekcie muszę znaleźć kilka filmów o detektywie do obejrzenia.
Stoiska sprzedażowe. Jak widać, ludzi było naprawdę dużo, a zdjęcie zrobiono jeszcze przed właściwym rozpoczęciem konwentu |
Pyrkon to również koncerty – Scylli, Nosferatu, Percivala Schuttenbacha i Percivala Historczynego. Scyllę wcześniej trochę kojarzyłam, ale tylko dlatego, że jest to zespół ze Szczecina. Na koncert się nie wybrałam. Nosferatu również mnie ominęło – koncert zaczął się sporo po 23, a ja o północy miałam Sherlocka. Za to oba Percivale były niesamowite. Po długich miesiącach słuchania ich w Trójkowych Ossobliwościach lub na YouTube miło w końcu usłyszeć ich w realu.
Ludzie świetnie się bawili przy Percivalu Schuttenbachu |
Poza stoiskami sprzedającymi gadżety była również masa innych, jak choćby te z Lego.
Jest nawet Pani z kontrowersyjnego spotu reklamowego. Kostkę Pyrkonową mam, ale sam spot uważam za tragiczny |
Miejsc noclegowych było za mało, a że byliśmy po raz pierwszy, to nie wpadliśmy na to, że trzeba je sobie zająć wcześniej niż przed pójściem spać. W efekcie na dzień rzeczy trafiły do szatni, a na noc rozkładaliśmy się po korytarzach. Trudno, w tym też jest swego rodzaju klimat. Zimny i mało wygodny, ale jednak.
Nie zabrakło akcentu humorystycznego ze strony uczestników konwentu czy doprowadzanych do szału w szatni Gżdaczy:
Śmietniki też należy rezerwować 😀 |
Taka karteczka wywieszona przez Gżdaczy w szatni budziła prawdziwą grozę |
Prelekcje same w sobie również były ciekawe i dobrze poprowadzone. Cieszę się, że udało mi się trafić na „Nieporadnik blogowy” zwierza, „Wizje ekonomii” były interesujące, choć nie ze wszystkimi opiniami prowadzących jestem w stanie się zgodzić. Podobnie było w przypadku „Od polecanki do recenzji”, choć na ten temat napiszę osobny post.
Oczywiście nie mogło zabraknąć Nyan Cata, którego orszak raźno maszerował po terenie konwentu |
Niesamowicie cieszę się, że na Pyrkon przyjechał Andrzej Pilipiuk i Maja Kossakowska. Spotkanie autorskie z Pilipiukiem było niesamowicie zabawne, ale mogliśmy się też dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy – autor planuje kolejną część z serii „Kuzynki”, rozważa następny tom „Dziennika norweskiego”, a Jakub Wędrowycz jest bohaterem negatywnym. A książka o nim to horror. O. Kossakowska niedługo wyda pierwszy tom nowej trylogii, ale chce też wrócić do Cyklu Anielskiego.
W skrócie mogę powiedzieć, że weekend spędzony w Poznaniu na Pyrkonie był niesamowity i z całą pewnością wybiorę się za rok. Możliwe też, że wcześniej pojadę na jakiś mniejszy konwent, choćby Copernicon. Może nawet pobawię się w cosplay, bo im dłużej patrzyłam na przebranych ludzi, tym większą miałam na to ochotę.
PS Wypadałoby dodać tutaj jakieś zdjęcie, na którym jestem – problem w tym, że wszystkie takie zdjęcia zawierają też członków grupy, z którą jechałam na Pyrkon, a Ci by mnie zamordowali.