[52] Bo życie to teatr – „Wielki Gatsby”
11 stycznia 2015Tytuł: Wielki Gatsby
„Wielki Gatsby” jest uznawany za jeden z najważniejszych utworów wieku XX według Le Monde. Już dawno obiecałam sobie, że zapoznam się z utworami z tej listy, ale jak do tej pory przeczytałam tylko niektóre. Kiedy niedawno zobaczyłam „Wielkiego Gatsby’ego” za grosze, to postanowiłam go kupić i w zasadzie od razu wzięłam się za czytanie, nie wiedząc czego się spodziewać.
Carraway wrócił w rodzinne strony z frontu I wojny światowej parę lat temu. Niedługo tam przebywał, ponieważ bardzo szybko wyjechał na zachód przyuczać się do zawodu maklera. Zamieszkał w miejscowości West Egg pod Nowym Jorkiem, w sąsiedztwie bogacza Gatsby’ego, a niedaleko mieszkała również jego kuzynka Daisy z mężem. Mężczyzna szybko zawarł znajomość z sąsiadem i to z punktu widzenia Carraway’a prowadzona jest opowieść o Gatsby’m.
Jak wspominałam, zaczynając czytać nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jednak na pewno nie spodziewałam się tego, co zastałam w książce. Przede wszystkim romans. Klasyczna nieszczęśliwa miłość – on zakochany do granic możliwości, ona ma innego. On zrobiłby dla niej wszystko, ona dobrze się bawi. Taki schemat może się wielu podobać i wielu nie – zależy jak kto do romansu podchodzi i czy go lubi. Ja nie przepadam, ale znalazłam w książce coś innego, co bardzo mi się spodobało.
Obraz społeczeństwa jest piękny. Wyziera z każdej czynności, z rozmów, zachowań ludzi. Jest trochę dekadencki. Wśród zabawy, picia do nieprzytomności, przepychu wyczuwa się pewną sztuczność, wszystko jest na pokaz. Żeby udowodnić innym, jak jest się wspaniałym, bogatym i najlepszym. Jednocześnie wszystkie spotkania towarzyskie, niby beztroskie, budzą jakąś grozę w czytelniku, który spodziewa się tego, co najgorsze, jakby bohaterowie mieli nagle umrzeć czy miała się wydarzyć inna tragedia. Widać to na przyjęciach Gatsby’ego, ale i na o wiele skromniejszym objedzie u Buchananów – tu też do końca walczy się o zachowanie pozorów. Trochę innych, bo szczęśliwego małżeństwa, choć wiadomo, że takie nie jest. Daisy gra swoją rolę zakochanej małżonki, która nie wie, że jest zdradzana w sposób niemal perfekcyjny. I przerażający dla współczesnego czytelnika. Ciężko mówić o moralności, bo jej nie ma – zdrada, wyzysk są na porządku dziennym. Ludzie trzymają się ze sobą, póki jest dobrze. Coś gorzej? Już ich nie ma, nawet jeśli nic ich to nie kosztuje. Nawet jeśli chodzi tylko o przyjście na pogrzeb. To źle wygląda, więc po co?
W całej powieści znalazły się tylko dwie postacie, które nic nie udawały – Wilson, który był na to za prosty i Pan Sowa. Tego ostatniego nazwisko jest nieznane, ale pierwsza scena, w której się pojawił początkowo była nieco niezrozumiała – zachwycał się tym, że książki w bibliotece Gatsby’ego były prawdziwe. Początkowo nie wiedziałam, czemu się dziwi, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że to całkiem zrozumiałe – skoro Tom przeczytał jakąś książkę i próbował pozować na inteligenta, co kompletnie mu nie wychodziło, dlaczego człowiek, który organizuje co weekend wielkie przyjęcia miał być inny?
Wypadałoby jeszcze coś bardziej przyziemnego napisać. O zwrotach akcji. O niesamowicie emocjonalnym i zaskakującym zakończeniu. O klimacie tajemniczość na początku książki i długim zastanawianiu się, kim jest Jay Gatsby, by w końcu dowiedzieć się, że wszystkie domysły nie miały nic wspólnego z prawdą. Były mitem, jak on sam. Można by napisać o genialnych kreacjach postaci i ich licznych kłamstwach. To wszystko i o wiele więcej tam jest. Naprawdę. Ale nie będę na ten temat pisała, bo nie ma potrzeby. Wszystko blednie w porównaniu do tego obrazu społeczeństwa. I potrzebowałabym jeszcze naprawdę wielu akapitów, by opisać swój zachwyt, więc ograniczę się do krótkiego – bardzo polecam. Każdemu. Dawno nie czytałam tak genialnej książki.