SPOILERY! Bardziej omawiam ulubione wątki niż cokolwiek recenzuję, więc nie oglądałeś=nie czytaj
Narzekałam parę razy pisząc i mówiąc o wcześniejszych dwóch sezonach, że słabo mi się je ogląda, że trochę nudno i upatrywałam przyczyny w tym, że większość wydarzeń znam z książek. Tym razem tej wymówki nie było, bo serial wyprzedził fabułę wydanej przez Maritna Pieśni Lodu i Ognia i niewiele się z nią łączy. Niemniej, wymówki na pewno nie potrzebuję, bo sezon szósty był naprawdę dobry.
Zacznę od końca, bo w sumie ostatni odcinek był najbardziej emocjonujący. Bardzo długo zastanawiałam się nad tym, jak Cersei uda się wybrnąć z procesu, w którym jej wina jest niezaprzeczalna. Mimo to absolutnie nie spodziewałam się czegoś takiego. Upiorne, przerażające, ale jakże proste, jakże szalone i jakże w jej stylu rozwiązanie mocno mnie zaskoczyło. Byłabym pod jeszcze większym wrażeniem, gdyby nie to, że w jego efekcie umarła jedna z moich ulubionych postaci, co do których miałam wielka nadzieję…
No, ale teraz mam nadzieję, że namiesza inna postać, której wątek do tej pory nie należał do najbardziej interesujących, przynajmniej w serialu: Arya w końcowej scenie była po prostu cudowna. Już pomijając słowa i wydźwięk, gra aktorska Maisie Williams zachwyca.
|
Szkolenie nie było
najciekawszym elementem serialu., ale końcówka… |
Zawiodło mnie za to wyjaśnienie pochodzenie Jona – było czymś, co nie mogło zaskoczyć, jeśli choć trochę śledzi się teorie fanów. O tej teorii czytałam na Westeros już kilka miesięcy temu i nie sądziłam, że rzeczywiście zostanie wykorzystana…
Wielkie poruszenie wśród fanów wzbudził odcinek Bitwa bękartów, ale muszę przyznać mnie nie zachwycił. Był chyba najnudniejszym i najbardziej przewidywalnym odcinkiem ze wszystkich. Właściwie podobała mi się tylko scena, kiedy Jon był tratowany (nie z antypatii dla bohatera, chociaż nie rozumiem jego fenomentu) – klaustrofobiczne ujęcia z trochę wygłuszonym dźwiękiem były bardzo klimatyczne i świetnie wyglądały. Za to sama bitwa… Gdzieś przed premierą czytałam, że to największa bitwa w historii serialu i komentarz do tego, że i tak nie będzie się mogła równać z żadną z Wikingów. Cóż, to niestety prawda.
|
Ale Kapłanki mi nie szkoda… |
Po końcówce sezonu mam nadzieję, że wątek Dany w końcu ruszy to przodu, bo przyznam, że trochę zaczął mnie już nużyć. Chyba wszyscy wiedzą, że Smocza Królowa jest wspaniała, dobra, genialna i w ogóle the best oraz marzy koronie Westeros. Naprawdę nie trzeba tego podkreślać co sezon, a wydaje się, że twórcy właśnie to robią od dawna i niewiele idzie do przodu. Cały czas ma te same problemy, mówi to samo, zachowuje się tak samo… Na początku lubiłam tę postać, ale w sezonie szóstym każde jej pojawienie się na ekranie trochę nudziło.
Cieszę się, że w końcu kwestia Innych znalazła parę wyjaśnień, choć jednocześnie stała się jeszcze bardziej tajemnicza. Nie mogę się doczekać walki z nimi, bo zapowiada się coś naprawdę niesamowitego.
Grę o Tron kojarzę z niesamowitymi intrygami politycznymi – spiskami, knuciem, intrygami i niestety muszę powiedzieć, że pod tym względem nieco się zawiodłam. Niewiele ich tu było i choć jest na nie szansa w kolejnym sezonie, bo już coś się zaczęło wykluwać w ostatnim odcinku, to jednak niewiele tego. Do końca serialu jako takiego zostało 14 odcinków i już teraz mam wrażenie, że twórcy zaczynają się spieszyć z zamknięciem wszystkich wątków. Obym się myliła.
Zasadniczo, to mogłabym jeszcze dużo pisać na temat tego sezonu, bo co odcinek było mnóstwo elementów ciekawych, fascynujących, interesujących i rzeczywiście niecierpliwie czekałam na kolejne. Mam jednak wrażenie, że i tak ten post służy tylko mi, bym mogła się jeszcze raz pozachwycać nad serialem, więc chyba nie wypada kontynuować. Jeśli ktoś jeszcze Gry nie oglądał – zachęcam do zapoznania się, jeśli jest w plecy z sezonem – niech jak najszybciej nadrobi, a jeśli obejrzał – pozachwycajmy się i ponarzekajmy razem! W końcu kolejny sezon dopiero w kwietniu…
Tytuł: Gra o Tron
Sezon: 6
Twórcy: David Benioff, D.B. Weiss
Liczba odcinków: 10