[336] Brudnopis Boga
4 stycznia 2020Pisząc recenzję pierwszego tomu sugerowałam, by z czytaniem poczekać do premiery drugiego, ponieważ Stróże to przydługi wstęp do czegoś, co prawdopodobnie rozwinie się w tomie drugim. Odwołuję to. Brudnopis Boga niewiele rozwija, niewiele dodaje i ogólnie niewiele wnosi do serii.
Ale po kolei. Brudnopis Boga to zbiór kilku opowiadań ze świata, który znamy już z Kłamcy i poprzedniego tomu. Problem w tym, że opowiadania są bardzo nierówne poziomem – po ciekawym i nieco kingowskim Komu bije dzwon mamy dość nudne, ale wprowadzające nowe elementy do uniwersum Kto jest bez winy, następnie bardzo nudne Serce anioła, znów ciekawe Newegwasu’s i niezły crossover Karma. Pomiędzy opowiadaniami pojawiają się teksty zatytułowane Dziś i opowiadające właściwą historię (choć to określenie na wyrost) tytułowego Brudnopisu Boga. Największym problemem drugiego tomu Stróży jest to, że większa część książki nie popycha fabuły do przodu. To opowiadania ze świata, historyjki kryminalne, które w zasadzie nawet nie muszą mieć w sobie anielskości i osadzone poza uniwersum sprawdziłyby się w równym stopniu. Fabułę posuwają do przodu teksty Dziś, tylko że nie jest to posunięcie satysfakcjonujące. Po pierwsze stanowią krótkie fragmenty będące odniesieniem do czegoś, co przecież powinno być najważniejsze – tytułowego Brudnopisu. Po drugie są to dosłownie urywki, bez sensownie poprowadzonego ciągu, szczegółów, przyczyn, skutków, przemyśleń. Stróże mieli być serialem, nie wyszło, ale mam wrażenie, że Ćwiek zastosował tutaj typowo serialową konstrukcję pokazując fragmenty zdarzeń, które pewnie zostałyby scalone. Problem w tym, że o ile w serialu prawdopodobnie poskładałoby się wszystko w całość w kilku odcinkach i tworzyło satysfakcjonującą całość, która budowałaby klimat, tutaj to nie działa. Nie może działać, kiedy nie mamy poczucia zagrożenia, kiedy nie ma opisów, fragmentów oddziałujących na emocje, a za to pojawia się brak zależności między poszczególnymi tekstami. Przede wszystkim jednak nie może działać przy takich postaciach.
Postacie ze Stróży są skonstruowane w taki sposób, że nie ma podstaw do tego, by w jakikolwiek sposób mogły nas obejść. Są zbyt nijakie (Zadra) lub zbyt tajemnicze i oderwane od życia (Butch), ewentualnie zupełnie nieistotne jak bohaterowie kolejnych opowiadań i to uwzględniając tych, którzy mają powiązania z poprzednią serią. Ćwiek chyba się boi, że Loki mógłby skraść całą serię Stróży, słusznie zresztą jeśli spojrzeć na jego konstrukcję, ale tutaj niestety kastruje go z charakteru, zupełnie jakby wystarczyła wykałaczka w zębach i szatańska przebiegłość do przedstawiania tej postaci. W efekcie dostajemy spranego Lokiego i nic w zamian, bo autor nawet nie stara się stworzyć tu wyrazistych postaci, nie stara się ich jakoś przedstawić czy umotywować. Nawet tajemniczość nie działa, bo przy konstrukcji Butcha jestem w stanie kupić nawet to, że jest gwiazdą niebiańskiej koszykówki – skoro nic nie wiem, nawet sztucznej historii poskąpiono, to dlaczego nie? Dlaczego mają mnie zaskoczyć wydarzenia z opowiadania o początku W.I.N.A.?
Brudnopis Boga to chyba najbardziej rozczarowująca książka zeszłego roku. Sytuacji nie ratuje fakt, że Ćwiek postanowił ją ciekawie skonstruować, bawić się różnymi formami literackimi, bo niestety mamy tu przerost formy nad treścią. Tym bardziej wkurzający, że Ćwiek pisać potrafi i absolutnie nie rozumiem, dlaczego w takim razie tutaj tak bardzo nie wyszło.
J. Ćwiek, Brudnopis Boga, Kraków 2019.
czytampierwszy.pl
Stróże
~ Stróże ~ Brudnopis Boga ~
O nie, powiem ci, że teraz się boję bo uwielbiam Kłamcę i Ćwieka i teraz mam zonka… I muszę jak najszybciej sięgnąć, aby zobaczyć, co powiem 😀
Nie znam jeszcze twórczości tego autora i może kiedyś nadrobię.
Buziaki. ;***
P.
https://zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com/