[242] Grom i szkwał
17 marca 2018Arthorn opuszcza stolicę, w której zaczyna panować jako taki ład i udaje się na poszukiwania królowej Azure. Konieczne jest sprowadzenie jej do domu jak najszybciej, ale okazuje się, że nowa władczyni ma inne plany, a rzekome porwanie nie było do końca wbrew jej woli. Przedłużająca się nieobecność prowadzi jednak do wielu niepokojów w królestwie a Namiestnik z ledwością utrzymuje władzę.
W przypadku poprzedniego tomu problematyczny był język – drażnił, czasem utrudniał czytanie. Łukawski w Gromie i szkwale nie zrezygnował ze stylizacji, ale trzeba przyznać, że wypada już znacznie naturalniej i da się spokojnie czytać, bez irytacji i problemów ze zrozumieniem.
Ale to nie jest jedyny postęp. Fabularnie książka też wypada znacznie ciekawiej – dzieje się więcej, szybciej i choć Grom i szkwał nada w przeważającej części jest powieścią drogi, to jednak wiele się kompiluje. Od czasu do czasu wprawdzie wkradają się pewne dłużyzny, szczególnie pod koniec, ale w ogólnym rozrachunku naprawdę nie jest źle. Zwłaszcza, że Łukawski dość często gra z konwencją gatunku i prześmiewczo przedstawia popularne rozwiązania fabularne. Pozostawił też klika tajemnic do rozwiązana w kolejnym tomie, choć muszę przyznać, że ich odkrycie nie budzi szczególnej ciekawości, a dramatyzm samej końców powieści w sumie jest mało dramatyczny.
Z plusów należy odnotować, że większość postaci zyskuje charakter. Może mieć to związek z tym, że jest ich po prostu mniej niż w części pierwszej, poza tym niektóre stają się dość specyficzne za sprawą gatunku, do którego przynależą, inne są po prostu wiernym odwzorowaniem typów, ale tu też już nie jest tak źle, jak było. Szczególnie podoba mi się Valesca, która jest kobietą silna i z poczuciem własnej wartości – nie takie często zjawisko w fantasy, jak mogłoby się wydawać. Z drugiej strony jest Azure, która niestety wydaje mi się strasznie niespójna. Niby całe życie spędziła na dworze, uczyła się jak być królową, sztuki dyplomacji i tak dalej. Chwilami to widać, bo potrafi się wykazać się nie byle jakim sprytem.Niestety jednocześnie bywa tak naiwna i zapatrzona w siebie, działa tak nieracjonalnie, że aż trudno w to uwierzyć.
Konstrukcja świata, która w poprzednim tomie była średnia i na dodatek bardzo chaotyczna, w tym mniej więcej nabiera sensu. Sam świat się rozrasta, ale chwilami pojawiały się lokacje, co do których miałam wrażenie, że nie różnią się od innych niczym szczególnym (Wondetell i kraina do której trafiła Azure za Martwicą), a jednocześnie obok nich istnieją tak abstrakcyjne i niezwiązane, że aż trudno w to uwierzyć. Trochę brakuje takiego racjonalnego mieszania się kultur, jest między nimi zbyt wiele lub zbyt mało odrębności.
Ogólnie rzecz biorąc Grom i szkwał wypada o niebo lepiej niż Krew i stal. Nie oznacza to jednak, że jest powieścią świetną czy chociaż naprawdę dobrą. W porównaniu do innych utworów w gatunku jest przeciętny, ale to już całkiem niezła prognoza na tom trzeci – mam nadzieję, że też lepszy.
J. Łukawski, Grom i szkwał, Kraków 2017.