[235] Krew i stal

[235] Krew i stal

13 lutego 2018 0 przez Aleksandra

Przez wiele lat jedną z granic Wondettel stanowiła Martwica – pas jałowej ziemi, powstały na skutek działania czarów. Nikt tam nie mógł wejść, ponieważ skończyłoby się to dla niego śmiercią. Obecnie jednak Martwica zdaje się rozpraszać, możliwe jest przejście przez nią na drugą stronę. Wykorzystują to politycy krainy, by ruszyć z wyprawą i odzyskać ukryte magiczne przedmioty.

Krew i stal jest powieścią średnią pod każdym względem. Fabularnie stale powtarza schemat „idziemy-bijemy się” i właściwie nic ponad to się nie dzieje. Większe intrygi są zaledwie zarysowane i na pewno będą miały duże znaczenie w kolejnych tomach, są też dość interesujące – trudno po przeczytaniu pierwszego tomu czegokolwiek się domyślać. To na pewno duży plus powieści, tym bardziej, że jest ich dość niewiele.

Język powieści jest czymś, co do czego mam bardzo mieszane uczucia. Łukawski zdecydował się stylizować mowę bohaterów na dawny język. I z jednej strony robi to wrażenie – przez całą powieść wszystko zdaje się trzymać tej stylistyki, do tego autor potrafi ją zróżnicować, ukazując różnice językowe w różnych częściach świata. Tylko że początkowo sprawia to niesamowite trudności – maniera mówienia poszczególnych postaci zdaje się być niesamowicie nienaturalna i dziwna, a opisy budowane są w ten sam sposób. Tym się jednak nie ma co zrażać – można się przyzwyczaić, a nawet docenić – opis świątynni, do której trafiają bohaterowie jest bardzo klimatyczny.

Podobnie jest z kwestią konstrukcji świata – pojawiają się nazwy, wspominana jest historia różnych krain, ich ludów. Tylko że w sposób niesamowicie chaotyczny. Częściowo może wynikać to z tego, że bohaterowie albo uznają pewne informacje za oczywiste, albo na równi z czytelnikiem dowiadują się o innych. Efekt jest taki, że przez ileś tam stron czytamy o wydarzeniach rozgrywających się nie wiadomo gdzie, w jakiejś niedookreślonej przestrzeni, następnie czytamy stronicowy (lub dłuższy) monolog na temat okolicy, w której aktualnie rozgrywają się wydarzenia oraz poznajemy jej historię. Ma to plus – świat przedstawiony zdaje się wykraczać poza ramy powieści, jest większy niż go poznajemy… Ale jednocześnie gubimy się w nim.

Bohaterowie… I tu też jest średnio. Jakieś wyrazistsze charaktery mają postacie drugoplanowe. Niestety te najważniejsze są niemal doskonale nijakie. Bardzo źle to wpływa na odbiór całości, ponieważ przy braku charakterów i bardzo podobnie brzmiących imionach, pojawia się problem z odróżnieniem ich. Właściwie dopiero pod koniec powieści kilku bohaterów zapamiętałam z imienia, ale żeby opowiedzieć o nich coś więcej musiałabym streszczać fabułę i to, co im się przytrafiło. Charakterów nie opiszę, bo niemal nie ma co opisywać.

Jest jeszcze jeden aspekt, na który chciałabym zwrócić uwagę – konteksty. Łukawski nawiązuje między innymi do LoTR i Wiedźmina. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że Geralt i Frodo zostali przedstawieni jako niezbyt inteligentne jednostki. Zakpienie z mistrzów wymaga sporo odwagi i pewności siebie, wypadałoby jednak pokazać coś na zbliżonym do nich poziomie. Tego zabrakło, jak widać wyżej, pod każdym względem. Wstrzymam się z pisaniem, czy warto to czytać, czy nie – najpierw sięgnę po kolejny tom, podobno lepszy. Mam nadzieję, że tak jest w istocie.

J. Łukawski, Krew i stal, Kraków 2016.
czytampierwszy.pl