[468] Vatani. Pozdrowiona
23 sierpnia 2022Madeleine jest córką cesarza. Kiedy dorosła ojciec znalazł właściwego mężczyznę, by został jej mężem. Dziewczynie się to nie podoba, więc postanawia uciec. Los prowadzi ją w szeregi Vatanów – tajemniczej i budzącej niechęć kasty.
Vatani. Pozdrowiona zaczyna się w interesujący sposób – Madeleine w złowrogim i tajemniczym Lesie Milczących musi wywalczyć sobie miejsce wśród Vatanaów, dalej ma rozpocząć naukę magii i poznać bliżej organizację. Kiedy dostaje się do Hexagonu, vatańskiego miasta, trafia na nową zagadkę, która staje się jej obsesją i od tej będzie przyćmiewać wszystko inne. Tu niestety zaczynają się schody, bo rozwiązywanie zagadki sprawia, że fabuła staje się strasznie pretekstowa, uproszczona i nie do końca logiczna. Cokolwiek Madeleine robi, pcha ją to do rozwiązania zagadki. Miałam przez jakiś czas teorię, że celowo była kierowana przez inne postaci, by ją rozwiązać, ale to nie bardzo ma sens – pozostali Vatani mogli po prostu jej wszystko wyjaśnić zamiast tworzyć cokolwiek dziwne sytuacje; poza tym wydaje się, że nie wszystko mogli sami zaplanować i jednym takich elementów jest śledztwo w sprawie ataku na cesarza – wątek najbardziej kuriozalny. Przede wszystkim sama motywacja Madeleine jest niejasna – tu nie ma żadnych emocji, przywiązania, troski czy cokolwiek. Bohaterka jest przejęta przez chwilę, ale w zasadzie natychmiast przechodzi nad sprawą do porządku dziennego i cała podróż – niebezpieczna i nielegalna w zaistniałych okolicznościach – jest podejmowana bo tak. Samo poprowadzenie wątku też jednak pozostawia sporo do życzenia – bohaterowie wiedzą o postaci, która może coś wiedzieć, okazuje się, że wiedzę ma inna, ale też nic nie widziała osobiście a tylko słyszała plotki. Ekipę prowadzącą śledztwo ci inni już jednak nie interesują, nie pytają o nich, a przecież mogli widzieć coś więcej, odpowiedzieć na bardziej szczegółowe pytania. Idą do karczmy, bo podobno tam kręci się podejrzany, który nawet nie ma rysopisu, za to ubiera się jak w noc zamachu, oczywiście go znajdują, bo sam przychodzi. Powtórzę: facet podejrzany o zamach na cesarza. Pewnie najbardziej poszukiwana osoba w całym państwie. Albo i nie, bo w sumie jakiegoś wielkiego poruszenia nie było i nie wiem co robi straż i dlaczego zamach nikogo nie interesuje. W całej sytuacji ewidentnie zabrakło realizmu.
Takich nielogiczności i luk w fabule jest więcej, pojawiają się w szczegółach – Madeleine proponuje udział w wyprawie Felixowi, ale później mówi jakby to był pomysł Zerritana a nie jej, niby do biblioteki w domu mogła wejść w drodze wyjątku i niewiele tam mogła jako kobieta, ale w sumie to wychowywano ją na następczynię i brzmi to jakby naprawdę miała sprawować władzę, niby dopiero na koniec powieści coś czuje, ale wcześniej czytamy, że była szczęśliwa tańcząc i niejednokrotnie się złościła, niby się uczy u Vatanów, ale nie widzimy tego, a przeciwnie – wszystkie jej pytania są zbywane i nikt nic jej nie wyjaśnia, niby maksymą Vatanów jest brak zaufania, ale do oskarżenia kogoś wystarczy słowo Vatana, więc jakieś zaufanie widać być musi… Sporo tego.
Jedyna postać, która jest dobrze wykreowana to Madeleine. Jest ona typową księżniczką – roszczeniową, chamską, rozpieszczoną, źle oceniającą wydarzenia, bo nie ma pojęcia o życiu, z poczuciem wyższości i wyjątkowości, pretensjami do każdego, kto śmie nie zachowywać się jak ona chce. To się generalnie sprawdza w powieści i jest właściwe dla statusu Madeleine. Pozostałe postaci są w zasadzie przezroczyste – albo zbyt tajemnicze by coś o nich powiedzieć, albo po prostu zbyt nijakie. Skutki tego są dwa – zupełnie nikim w tej powieści czytelnik nie może się przejąć i kibicować, a kiedy pod koniec książki następuje zwrot akcji i jedna z postaci przechodzi na wrogą stronę, to nie jest to ani zaskoczenie, ani powód do przejęcia – po prostu mogła zrobić wszystko, nie było co do niej żadnych oczekiwań. Zresztą same relacje między postaciami także wypadają nijako – nie ma tu przywiązania, zaufania lub czegokolwiek innego, a stany emocjonalne i sympatie głównej bohaterki w ciągu jednej rozmowy potrafią się tyle razy zmienić, że łatwo się w tym wszystkim pogubić, zwłaszcza że zmianom na ogół nie towarzyszy żadna refleksja.
Czy jest coś, co w książce po prostu wypada dobrze? Dwa elementy. Po pierwsze historia: fragmenty o bóstwach oraz Pozdrowionych są interesujące zarówno kiedy ktoś o nich opowiada, jak i gdy czytamy całe historie. To dobrze wypełnia świat i tworzy jego podbudowę, a przy tym widać w tych fragmentach sens, przemyślenie poszczególnych wątków, nie brakuje logiki, nie ma niedopowiedzeń. Te fragmenty nie są też od czapy, widać, że w ogólnym zamyśle do czegoś prowadzą i dostarczają tematu do przemyśleń.
Po drugie narracja – autor Vatani. Pozdrowiona posługuje się ładnym językiem, czasem mocno poetyckim, opisując otoczenie bohaterki. Świetnie także oddaje klimat miejsc – w karczmie czuć, że wszyscy świetnie się bawią (czy powinni to już inna kwestia), w Lesie natomiast, że jest niebezpiecznie i tajemniczo, nie wiadomo co może się wydarzyć.
Vatani. Pozdrowiona to średnia książka. Jest w niej dobry pomysł i punkt wyjścia fabuły, dobre fragmenty i język, ale też za dużo tu nijakości i braku realizmu w prowadzeniu fabuły.
S. Chwaliński, Vatani. Pozdrowiona, 2022.
Egzemplarz dzięki uprzejmości Autora.