[399] Gar’Ingawi. Wyspa Szczęśliwa
15 lutego 2021Chyba każdy przynajmniej raz trafił na tekst dotyczący fantastyki, który był napisany przez wyznawcę jakiejś religii. Wydźwięk takiego tekstu zwykle jest skrajnie negatywny – fantastyka jest zła, szkodliwa i tak dalej. Z pewną niepewnością sięgnęłam więc po Gar’Ingawi – pierwszą polską trylogię fantasy, którą napisała benedyktynka, a wydało wydawnictwo Fronda.
Na Wyspie Szczęśliwej życie płynie spokojnie w oczekiwaniu na przybycie Ora. Tak było przez wieki i miało być do czasu, kiedy Or po przybyciu zdecyduje się pozostać na Wyspie. Gdy jednak zamiast Ora przybywają obcy, z którymi książę Gar’Ingawi zaczyna knuć, spokojny dotąd lud porzuca dawne obyczaje i dowiaduje się, czym jest zło.
W ostatnim czasie* poczytałam całkiem sporo polskiej fantastyki sprzed roku 89 i muszę przyznać, że Gar’Ingawi bardzo się na jej tle wyróżnia. Światy, często przedstawione pobieżnie lub w sposób wyłącznie utylitarny sprawiają, że czasem ciężko się czyta. Z powieścią Borkowskiej jest zupełnie inaczej. W pierwszej chwili zachwyca rozmachem, z jakim wykreowano świat – poznajemy naprawdę wiele ludów, a wszystkie mają swoje zwyczaje, cechy charakterystyczne, języki, wyjątkowe ziemie… Ale ta „pierwsza chwila” jest słowem kluczem – informacje na temat światów zwykle pojawiają się tylko raz jako opis całego państwa i jego obywateli. Zapamiętanie tego wszystkiego jest absolutnie niemożliwe, chwilami porządnie nudzi – nie wszystkie podane informacje są istotne w danej chwili lub w ogóle. Za to kilkaset stron później, w innym tomie, jakiś drobny szczegół może się przydać i zaważy o zrozumieniu danego wydarzenia… Do tego brakuje mapy. Być może jakaś jest w wersji papierowej, e-book od Legimi jej nie posiada, a to też jest coś, co bardzo by się przydało – świat prezentowany w powieści trudno mi sobie wyobrazić, a informacja, że bohater przemieszcza się z jednego państwa do drugiego nie jest wystarczająca, bo cały świat zdaje się nie istnieć przestrzennie.
Duża część opowieści i świata przedstawionego jest oparta o religię w klasycznym ujęciu dobra (Południe, Or) oraz zła (Północy). Oczekiwanie jest w pewien sposób chrześcijańskim oczekiwaniem ponownego przyjścia Mesjasza, z tym, że Or rzeczywiście pojawia się na Wyspie systematycznie. Wszystkie skojarzenia z realnymi religiami można jednak pominąć i zrozumieć równie dobrze przesłanie, które jest dość nietypowe jak na polską fantastykę – tylko wiara, ta prawdziwa, i oddanie pod opiekę dobrego bóstwa jest w stanie ocalić – jedynie bohaterowie wierzący w moc Południa ostatecznie stają się szczęśliwi i dostępują łaski. Przy czym nie jest to wiara związana z niesamowicie skomplikowanymi regułami, obyczajami i tradycjami. Dla większości bohaterów oznacza po prostu bycie porządnym człowiekiem. Nie powiem – to bardzo pociągająca wizja świata, zwłaszcza, że była zdolna uzdrowić Wyspę – zło przyniesione przez obcych mogło zginąć.
Świat nie jest jedynym zaskakująco skomplikowanym elementem powieści. Niesamowicie przedstawiono także postacie – wszystkie maja złożone charaktery, swoje dążenia, przekonania. Świetnie knują, planują i zmieniają swoje priorytety oraz sojusze. Autorka przedstawiała je za pomocą innych postaci, które oceniają pozostałych, ale także przytaczając długie opisy ich przemyśleń i planów. Te dla odmiany nigdy nie były nudne, ponieważ przedstawiały często bardzo skomplikowane plany oraz ocenę sytuacji, która akurat się zmieniała. Pozwalało to zrozumieć motywacje poszczególnych bohaterów na różnych etapach ich życia, ale także całych społeczeństw – Borkowska naprawdę dobrze ukazała mechanizm władzy i to, w jaki sposób rządzący wpływają na lud oraz jak nawiązują sojusze.
Jest jeszcze jeden element powieści, który bardzo mi się podoba – styl, jakim posługuje się Borkowska.
Teraz powinno nastąpić podsumowanie, ale zamiast tego mam do Was pytanie. Wydanie pierwsze jest z lat osiemdziesiątych i z tego co wyczytałam stanowi jeden tom. Wydanie drugie, z tego roku, jest trzytomowe – łącznie trzy tomy mają ponad 150 stron więcej niż wydanie jednotomowe. Czy ktoś z Was wie, czy różnica leży wyłącznie w formatowaniu tekstu, czy może nastąpiły jakieś zmiany w treści? Sama nie porównam – nie udało mi się dotrzeć do wydania pierwszego.
Faktycznie nie podejrzewałabym osoby związanej z KK o popełnienie takiej książki. W sumie jej lektura może być ciekawa, ale ten brak mapy i niewystarczające opisy świata mogą mnie zirytować. Niemniej jednak jak uda mi się dorwać gdzieś w bibliotece to spróbuję dać jej szansę.
Niestety nie wiem skąd wynikają te zmiany. O tej książce usłyszałam dopiero na twoim blogu.
Książki jak narkotyk
Leży to u mnie i czeka, ale chyba będę musiała kupić to jedno wydanie w całości, bo to, co zrobił ten wydawca jest… troche bez sensu. Ale z tego, co mi przynajmniej wiadomo to zmian jakiś mocnych nie było w treści.
Trochę poprychałam, kiedy zobaczyłam wydawnictwo, ale przyznam też, że stopniowo niechęć zmieniała się w (wciąż nieco niechętne) zainteresowanie. Chyba chciałabym przeczytać. Tak, żeby móc uczciwie ocenić.
Słyszałam już o tej książce, choć nie wiem, czy łyknęłabym tego typu podział na dobro i zło, trochę za dużo tu jedynej słusznej ideologii jak na mój gust. Wolę jednak światy z odcieniami szarości.