[395] Kolory sztandarów
14 stycznia 2021Niewielka kolonia na Gladiusie od lat stawiała opór Dominium Solarnemu i zachowywała niezależność. Niestety pojawił się nowy wróg, bardziej przerażający, i kolonia przestaje sobie radzić z dwoma najeźdźcami.
Kolory sztandarów w ciekawy sposób podchodzą do kwestii wojny i pacyfizmu. Tematykę podejmują z perspektywy dwóch skrajnych grup – pacyfistki związanej z obozem dochodzącym do władzy oraz żołnierza uczestniczącego w tajnych misjach przeciwko wrogowi. Te różne postawy postawy autor komplikuje dodatkowo z jednej strony wyraźnie mówiąc, że żołnierz ulegał bardzo silnej propagandzie, z drugiej ukazując skrajnie złe warunki niewoli u wroga. Ocena słuszności poszczególnych opinii nie może być jednoznaczna, choć od początku bardzo kusi stanięcie po stronie żołnierza. Trzeba mieć jednak na uwadze, że może to wynikać z kultury w jakiej się wychowaliśmy i wpajanych wartości.
Poza tym jednym aspektem cała powieść wypada jednak dość średnio – fabuła jest interesująca, ale średnio odkrywcza – ileż razy czytaliśmy już o najazdach kosmitów i walkach z nimi? Być może więcej zyskałaby na odczytaniu symbolicznym i podstawieniu pod kosmitów różnych sił politycznych. Tu jednak problem jest inny – to odczytanie już się trochę zdezaktualizowało i nie wiem na ile może trafić do współczesnego odbiorcy, poza tym trochę się obawiam przez pryzmat jakich sił można tę książkę analizować.
Postaci też nie zachwycają. Są wykreowane poprawnie, ale dość stereotypowo – mamy typową grupę żołnierzy z wesołkiem, wrednym typem i doświadczonym bohaterem, to wszystko doprawione solidarnością i poświęceniem. Brakuje im jednak człowieczeństwa – niby są tylko częściowo zmechanizowani (lub w ogóle nie są), a zachowują się jak androidy. Niewiele w nich uczuć, nie ma życia prywatnego, pragnień, marzeń… Nic, tylko patriotyzm, tylko walka z Najeźdźcą. Poza tym postaci jest niewiele. Wyróżnia się pacyfistka, ale jej kreacja również nie odbiega od schematu – to średnio bystra kobieta z bogatego domu. Nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda świat, jest dość naiwna i raczej bezradna – w zasadzie to też dość stereotypowe przedstawienie postaci kobiecej.
Świat przedstawiony jest dość różnorodny i ciekawy. Poznajemy tylko jego część i, jak już wspomniałam, nie możemy być pewni w ocenie tego, co widzimy, ponieważ poznajemy go z perspektywy żołnierza ulegającego wpływowi propagandy. Chciałoby się bliżej poznać Dominium i Najeźdźcę, ale w dużej mierze pozostają oni bytami enigmatycznymi, pozbawionymi tożsamości. O ile w przypadku Tanatorów walka wydaje się oczywista i zrozumiała, o tyle Dominium jest mało przerażające.
Kolory sztandarów mają sporo minusów, ale nie jest to najgorsza książką jaką czytałam. Na pewno wypadają o wiele lepiej niż Czarny horyzont tego autora.
T. Kołodziejczak, Kolory sztandarów, 1996.
Myślę, że mogłaby mi się spodobać.
Books like a drug
Zatem miłej lektury 😉
Widzę, że ksiązka jest typowym średniakiem, dlatego sobie daruję. Przede mną jeszcze tylko pozycji z tego gatunku, że czasami trzeba odrzucać te gorsze. 🙂
Tę zdecydowanie warto odrzucić 😉
Nie jest to książka dla mnie. Tym razem pasuję.