[387] Znikający stopień
21 listopada 2020Stevie, po wydarzeniach z Nieodgadnionego musiała opuścić Akademię. Bardzo chciałaby tam wrócić, by kontynuować swoje śledztwo, ale nie zgadzają się na to jej rodzice. Z pomocą przybywa jednak znienawidzony polityk, któremu rodzice Stevie bardzo ufają i na jego prośbę dziewczyna wraca do szkoły, by znów próbować rozwiązać zagadkę.
W tym tomie zagadka kryminalna już nie jest tak ciekawa. W dużej mierze wynika to z tego, że dotyczy dawnych wydarzeń w rodzinie Eillingahmów, natomiast nowsza zbrodnia w Akademii nie jest już tak istotna. Zaskakujące, bo w zasadzie nie została przez główną bohaterkę rozwiązana tak do końca i Stevie zdaje sobie z tego sprawę. Nowe tropy w sprawie dawnego porwania są interesujące, zwłaszcza, że sporo się wyjaśnia, pojawiają się postaci i retrospekcje, które rzucają na sprawę całkiem nowe światło. Całość jednak nie budzi takiej ciekawości, jak poprzedni tom, nie ma tu także takiego napięcia i oczekiwania na to, co będzie dalej.
Znikający stopień ma bardziej rozbudowane wątki obyczajowe niż tom pierwszy. Niekoniecznie są to jednak dobre wątki, bo absurdalność problemów i brak komunikacji między bohaterami osiąga tak zaawansowany poziom, że chwilami trudno nie zgrzytać zębami. Nie chodzi nawet o brak realizmu, tego zarzucić nie mogę – dziwniejsze dramy zdarzają się w liceum/na studiach – ale już samo nieprzystawanie do inteligentnych ludzi, jakimi niewątpliwie są bohaterowie, i zwyczajnie irytujące sytuacje, które są zupełnie niepotrzebne. Najbardziej widać to w przypadku wątku „romantycznego”, który jest po prostu komplikowany na siłę i idzie w jakąś dziwną, toksyczną stronę (np. szantaż przy ostatnim spotkaniu Davida i Stevie w tym tomie). Zastanawiać może cudzysłów, którego użyłam w odniesieniu do romantyzmu: otóż trudno tu o nim mówić, jeszcze trudniej o uczuciach między bohaterami, bo oni po prostu w ogóle się do tego nie odnoszą. David nie mówi co czuje, Stevie też nie, a w myślach posługuje się tylko określeniem pożądania, niczym innym i nic innego między nimi nie widać. To akurat jest dość ciekawe i rzadkie jak na młodzieżówkę, zwykle autorzy piszą o pierwszej, ewentualnie kolejnej, miłości, ale nie czystym pożądaniu.
W recenzji poprzedniego tomu zastanawiałam się nad tym, czy główna bohaterka ma w nosie ludzi, czy tak bardzo nie potrafi utrzymywać z nimi relacji. Myślę, że mam już swoją odpowiedź – to pierwsze. Dla Stevie liczy się tylko sprawa, nad którą pracuje i w wyniku tego bardzo często zapomina o ludziach, by przypomnieć sobie o nich dopiero wtedy, gdy są potrzebni. Uważam, że jest to dobra, konsekwentna kreacja, ma bardzo dużo z Sherlocka, ale jeśli chodzi o sympatyzowanie z postacią, to przykro mi, ale nie da się. Dość mocno wpływa to na wątki obyczajowe, które także z tego powodu tracą.
Zachwycałam się kreacją postaci w poprzednim tomie, ale Znikający stopień na tym poziomie też traci. Postaci drugoplanowe nie są już tak rozwinięte jak w poprzednim tomie. Nowe pojawiają się i są całkiem nieźle kreowane, ale dawne zepchnięto na margines, pojawiają się epizodycznie i nie są już tak istotne czy rozbudowywane.
Znikający stopień to przyzwoita kontynuacja, ale w stosunku do pierwszego tomu słabsza. Nie tak interesująca, nie tak trzymająca w napięciu. W ogóle cała jest „nie taka” i nie jest to zmiana na lepsze. Niemniej ciekawa jestem zakończenia całej trylogii.
M. Johnson, Znikający stopień, P. Łopatka, 2019.
Truly Devious
~ Nieodgadniony ~ Znikający stopień ~ Ręka na ścianie ~
Nie słyszałam o tej trylogii, może kiedyś spróbuję 😉
Pozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
Mnie też bardziej uwiodła jedynka od dwójki, ale trójka wypadła świetnie. Wszak dostajemy rozwiązanie zagadki (którego troszkę, ale to ciut, ciut się spodziewałam). Niemnie, bardzo polubiłam bohaterów, ich problemy i w ogóle indywidualne charaktery. Ciekawa jestem na Twoją opinię kolejnej części. 🙂