[368] Szlam
19 lipca 2020Dawno temu czytałam debiut Andrzeja Mathiasza – Drugą rzeczywistość – i choć nie uznałam, że jest to arcydzieło, to książka była naprawdę przyzwoita. Z zaciekawieniem więc sięgnęłam po Szlam, by sprawdzić, czy będzie lepszy i na to pytanie mogę odpowiedzieć krótkim „to zależy”.
Tym razem historia rozgrywa się w Lublinie. Dochodzi tam do serii dość nietypowych morderstw – ofiarom brakuje pewnej części ciała – a do prowadzenia sprawy przydzielony zostaje prokurator w niełasce i policjantka prowadząca swoją pierwszą sprawę.
W Szlamie na pewno lepiej wypadają bohaterowie – w Drugiej rzeczywistości bywał problem z ich niedostateczną wyrazistością, tutaj wszyscy mają jasno zarysowane charaktery. Czasem autor wprawdzie posługuje się w ich kreacji rozwiązaniami sztampowymi (np. Ziębiński), ale nie jest to szczególnie drażniące, zwłaszcza, że postać pojawia się epizodycznie i taki jej konstrukt dodaje dramatyzmu fabule.
Inna rzecz, że dramatyzm wprowadzony za pomocą postaci Ziębińskiego jest typowy, osadzony na najbardziej oklepanym konflikcie przełożony-podwładny, jaki można sobie w kryminałach wyobrazić. Czy jest potrzebny? Na tym etapie raczej nie, możliwe że w kolejnych tomach będzie. Teraz jednak nadmiernie wydłuża powieść, która i bez tego miewa swoje dłużyzny i miejscami spokojnie mogłaby być skrócona bez jakiegokolwiek uszczerbku na fabule czy kreacji postaci/świata.
Absolutnie fenomenalnie wypadają fragmenty, w których pojawia się postać morderczyni. Jej polowanie, towarzyszące mu emocje, rozterki są jednymi z najciekawszych opisów w całej powieści. W ogóle opisy przeżyć są najmocniejszymi elementami w Szlamie, bo podobnie jest np. z zagubieniem Brudki. Interesująco wypadają także przebłyski niszczycielskich pragnień bohaterów – ukazanie ich prawdziwych emocji, które kryją pod płaszczykiem zasad społecznych.
Bardzo dobrze wypada także zagadka kryminalna. Autor konstruuje ją w taki sposób, że podejrzenia padają na coraz to inne postaci i choć niektóre od początku budzą pewny niepokój, to odnalezienie seryjnego zabójcy i odkrycie jego tożsamości do końca jest nieprzewidywalne. A i wtedy pozostaje kilka zagadek, których rozwiązanie trzyma jeszcze jakiś czas w napięciu. Samo zakończenie jest umiarkowanie interesującym wstępem do kolejnego tomu.
Po raz kolejny mogę wiec powiedzieć, że powieść Mathiasza jest dobra – bez rewelacji, ale i bez załamań czy strasznych braków. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że byłby z tego znacznie lepszy film niż jest książka.
A. Mathiasz, Szlam, Poznań 2020.
Słyszałam o książce, ale chyba na razie spasuję. Skoro nie jest rewelacyjna, jedynie niezła, to ja wolę sięgnąć po lepsze. Ciekawie piszesz, swoją drogą, że z tej książki byłby lepszy film. Pierwszy raz spotykam się z tym, że film mógłby być lepszy niż książka. 🙂
Może to wynikać z tego, że autor ma doświadczenie jako scenarzysta i chwilami stosuje bardzo filmowe chwyty 😉