[244] Druga rzeczywistość

[244] Druga rzeczywistość

17 kwietnia 2018 0 przez Aleksandra

Tom Clark jest wybitnym hakerem. Po burzliwej młodości, kiedy to niekoniecznie działał po właściwej stronie prawa, dostał pracę w firmie zajmującej się walką z wirusami.  Przynajmniej oficjalnie, bo zadaniem Toma jest ochrona pewnego szczególnego wirusa. Ten jednak na pewnym etapie rozwoju infekuje cały świat i zyskuje własna inteligencję. Powstrzymać go może jedynie Tom.

Pierwsze strony powieści przeraziły mnie językiem, który przeskakiwał od przesadnie zwulgaryzowanego do nadmiernie patetycznego. Na szczęście szybko okazało się, że to nie są przypadkowe przejścia, a Druga rzeczywistość pod kątem języka jest w jakimś stopniu przemyślana. Patos zarezerwowany jest dla rozważań hipotetycznych, których w gruncie rzeczy jest niewiele, wulgarność za to stanowi nieodłączny element kreacji postaci Skalskiego i jego ludzi. Kiedy to zauważyłam, zaczęłam się spodziewać, że i inne postaci dostaną bardziej zindywidualizowaną narrację, a odkrycie, że tak nie jest było nieco rozczarowujące. Trzeba jednak przyznać, że pozostali bohaterowie nie są tak bardzo zindywidualizowani jak Skalski/y. Jego kreacja wykorzystuje elementy typowe dla „złych gliniarzy”, ale ma w sobie także kilka tajemnic, które sprawiają, że jest dość nietypową postacią, a jego motywacje są bardzo nieoczywiste. Z pozostałymi bohaterami bywa różnie – Susan wydaje się dość blada, choć jej stan emocjonalny oddano naprawdę dobrze. Podoba mi się postać Toma, którego zagubienie jest niesamowicie realistyczne i naturalne, a fragmenty, kiedy jest pod wpływem alkoholu naprawdę bawią.

Mathiaszowi naprawdę nieźle wychodzi gra z konwencją. Początkowo pojawia się kilka elementów, które są właściwie jeden do jednego wzięte z filmów sensacyjnych (choćby postać Robin i parę wydarzeń z nią związanych) i kiedy wydaje nam się, że doskonale wiemy jak zostaną rozwinięte, okazuje się, że jednak nie mamy pojęcia. To nie są rozwiązania, które nagle zmieniają całą fabułę i świat przedstawiony o sto osiemdziesiąt stopni i przez to nie wiemy, co się dzieje – jak już zwrot akcji następuje, to okazuje się, że faktycznie, parę razy autor dał znać, że coś jest nie tak, ale zignorowaliśmy to wiedzeni przekonaniem, że „przecież tak jest zawsze”. To jest swego rodzaju zabawa z oczekiwaniami czytelnika, które w żaden sposób nie są zwiedzione. Takie rozwiązanie pokazuje raczej jak łatwo wpaść w pewne pułapki myślowe, nie psując w żaden sposób przyjemności z lektury.

Powieść ma też swoje drugie dno: jest ostrzeżeniem, by uważać do czego może nas doprowadzić nadmierny rozwój technologii. Oczywiście nie jest to szczególnie oryginalne, motyw pojawia się w science fiction od bardzo dawna, a na polskim gruncie ostatnio zdobywa szczególne zainteresowanie, wystarczy spojrzeć na Różaniec, czy Pył Ziemi. Trzeba jednak przyznać, że Mathiasz i tutaj wymyka się popularnym rozwiązaniom: nie przedstawia swojego wirusa jako przydatnego, ale niebezpiecznego i niezniszczalnego. SI z Drugiej rzeczywistości jest po prostu niebezpieczna, nie pomaga ludzkości, do tego możliwe jest jej zniszczenie. Wbrew pozorom to jednak całkiem pozytywny obraz: wirus nie jest wszechmocny bóstwem (choć kusi jakby był), a tworem ludzkim i na ludzkie podobieństwo stworzonym.

Na marginesie powieści pojawia się także wątek miłości i tego, czy faktycznie może pokonać wszystkie przeciwności; sytuacja Toma aż prosi się o rozważania na temat tożsamości i lęku, niepewności, jakie pojawiają się w przypadku utraty pamięci. Do tego dochodzi kwestia poczucia winy i tego za co faktycznie się odpowiada. To jednak tematy powracające co jakiś czas, niestanowiące głównej osi fabuły. Ciekawe, ale średnio rozwinięte i powstające bardziej w umyśle czytelnika niż samej powieści.

Druga rzeczywistość jest dobrą, dynamiczną powieścią. Nie arcydziełem, które na długo zapada w pamięć, ale przemyślaną i przyzwoicie skonstruowaną powieścią pozwalającą odpocząć i przy tym trochę się zastanowić nad otaczającą rzeczywistością. Tą pierwszą.

A. Mathiasz, Druga rzeczywistość, Gdynia 2017.

Dziękuję autorowi za udostępnienie egzemplarza.