[353] Dziedziczka jeziora
29 kwietnia 2020Dwóch chłopców – jeden z bogatego domu, drugi wychowywany z dala od cywilizacji. Dwie matki – jedna z towarzystwa, druga wojenna weteranka ukrywająca się przed ludźmi. Dwie zupełnie różne historie, które przez przypadek się łączą i doprowadzają do katastrofy na bogatych przedmieściach.
Dziedziczka jeziora nie jest książką lekką, łatwą i przyjemną. Już sama narracja na to wskazuje – nie ma jednego bohatera zabierającego głos, nie zawsze są to też narratorzy pojawiający się w powieści bezpośrednio – czasem jest to narrator zbiorowy reprezentujący matki z przedmieść, kiedy indziej trudni do określenia opiekunowie (władcy? nadprzyrodzeni mieszkańcy?) góry. Ci ostatni nie oceniają, nie zawsze jasno prezentują wydarzenia, często wykazują się dużą wyrozumiałością wobec obserwowanych postaci i tak jak czasem uzupełniają informacje i coś wyjaśniają, tak często wprowadzają też zamieszanie.
Nie jest to też lekka powieść z powodu poruszanej tematyki. Z jednej strony jest to kwestia przeżyć wojennych rzutujących na życie i wychowanie dziecka. Wizja stworzona przez Headley jest pod tym względem upiorna, ale i fascynująca – wszystko jest przedstawione na granicy szaleństwa, fantazji i rzeczywistości, które mieszają się do tego stopnia, że czasem aż trudno odróżnić powieściowe wydarzenia od tego, co głównej bohaterce tylko się wydaje. Dotyczy to szczególnie jej dziecka – opisywanego wpierw jako potwora, później jako normalnego i niewyróżniającego się chłopca.
Trudnym tematem jest w tej powieści także kobiecość na bogatych przedmieściach. Z jednej strony bohaterki z całą pewnością chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, z drugiej podejście matek jest tak strasznie opresyjne, że aż trudno sobie to wyobrazić. Tym bardziej, jeśli pozna się ich przeszłość, postrzeganie świata i zawód życiem, jaki odczuwają, jednocześnie zmuszając swoje córki do takiego samego życia. Tworzy się pod tym względem zamknięty krąg, w którym nikt nie jest szczęśliwy, ale próba wyłamania spotyka się z dezaprobatą i niemal siłowym wciągnięciem na powrót w ten sam wir wydarzeń, powtarzania historii, których nikt nie chce, które wywołują jedynie depresję, ale nie mogą być porzucone, bo są traktowane jako absurdalny wyznacznik szczęśliwego i satysfakcjonującego życia. Tym samym świat wykreowany przez pisarkę staje się wręcz perfekcyjnie zakłamany, sztuczny, ale i niesamowicie realistyczny. Zwłaszcza, że jest to tylko nowe ujęcie problemu, o którym literatura mówi już od wieków.
No właśnie, od wieków. Bardzo często miałam skojarzenia z literaturą XIX wieku w sposobie narracji, oddawania emocji, szczególnie w przypadku głównej bohaterki z Doliny, która nieodmiennie kojarzyła mi się z Panią Bovary, a matki z damami przedstawianymi choćby przez Gaskell.
Ze starszą literaturą kojarzą mi się też wątki miłosne. Jeden z nich niewątpliwie jest uwspółcześniony, ale w obu jest echo tych dawnych romansów – mezaliansu, pewnego nieprzystosowania społecznego. Nie ma tu jednak szczęśliwego zakończenia. Może dziś być go nie może i niezależnie od tego jakie są różnice i wola (lub brak) walki o uczucia, nie mogą być one zrealizowane.
Dziedziczka jeziora nie jest powieścią, którą się lekko i przyjemnie czyta. Nie jest długa, ale trzeba jej poświęcić sporo czasu. Nie mam jednak wątpliwości, że warto – ma naprawdę duży przekaz i całkiem ciekawą ocenę współczesnej arystokracji, jak z pewnością nazwałyby się panie z przedmieść, ale też całej reszty społeczeństwa, która zawodzi na każdym kroku.
M.D.Headley, Dziedziczka jeziora, tłum. D. Dziewońska, Kraków 2020.
Książka dostępna także na portalu CzytamPierwszy.pl
Mimo tego, że zachęcasz, ja wiem, że to nie moje klimaty. Wolę książki łatwe, szybkie i przyjemne 😀
Wiele recenzentów mówi, że książka wymaga czasu i należy się w nią wczytać. Na razie niestety nie mogę oddać się w taki sposób lekturze, więc odkładam jej przeczytanie. Kiedyś jednak na pewno po nią sięgnę, bo szalenie mnie ona ciekawi.
Pozdrawiam,
Biblioteka Feniksa