[353] Dziedziczka jeziora

[353] Dziedziczka jeziora

29 kwietnia 2020 2 przez Aleksandra

Dwóch chłopców – jeden z bogatego domu, drugi wychowywany z dala od cywilizacji. Dwie matki – jedna z towarzystwa, druga wojenna weteranka ukrywająca się przed ludźmi. Dwie zupełnie różne historie, które przez przypadek się łączą i doprowadzają do katastrofy na bogatych przedmieściach.

Dziedziczka jeziora nie jest książką lekką, łatwą i przyjemną. Już sama narracja na to wskazuje – nie ma jednego bohatera zabierającego głos, nie zawsze są to też narratorzy pojawiający się w powieści bezpośrednio – czasem jest to narrator zbiorowy reprezentujący matki z przedmieść, kiedy indziej trudni do określenia opiekunowie (władcy? nadprzyrodzeni mieszkańcy?) góry. Ci ostatni nie oceniają, nie zawsze jasno prezentują wydarzenia, często wykazują się dużą wyrozumiałością wobec obserwowanych postaci i tak jak czasem uzupełniają informacje i coś wyjaśniają, tak często wprowadzają też zamieszanie.

Nie jest to też lekka powieść z powodu poruszanej tematyki. Z jednej strony jest to kwestia przeżyć wojennych rzutujących na życie i wychowanie dziecka. Wizja stworzona przez Headley jest pod tym względem upiorna, ale i fascynująca – wszystko jest przedstawione na granicy szaleństwa, fantazji i rzeczywistości, które mieszają się do tego stopnia, że czasem aż trudno odróżnić powieściowe wydarzenia od tego, co głównej bohaterce tylko się wydaje. Dotyczy to szczególnie jej dziecka – opisywanego wpierw jako potwora, później jako normalnego i niewyróżniającego się chłopca.

Trudnym tematem jest w tej powieści także kobiecość na bogatych przedmieściach. Z jednej strony bohaterki z całą pewnością chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, z drugiej podejście matek jest tak strasznie opresyjne, że aż trudno sobie to wyobrazić. Tym bardziej, jeśli pozna się ich przeszłość, postrzeganie świata i zawód życiem, jaki odczuwają, jednocześnie zmuszając swoje córki do takiego samego życia. Tworzy się pod tym względem zamknięty krąg, w którym nikt nie jest szczęśliwy, ale próba wyłamania spotyka się z dezaprobatą i niemal siłowym wciągnięciem na powrót w ten sam wir wydarzeń, powtarzania historii, których nikt nie chce, które wywołują jedynie depresję, ale nie mogą być porzucone, bo są traktowane jako absurdalny wyznacznik szczęśliwego i satysfakcjonującego życia. Tym samym świat wykreowany przez pisarkę staje się wręcz perfekcyjnie zakłamany, sztuczny, ale i niesamowicie realistyczny. Zwłaszcza, że jest to tylko nowe ujęcie problemu, o którym literatura mówi już od wieków.

No właśnie, od wieków. Bardzo często miałam skojarzenia z literaturą XIX wieku w sposobie narracji, oddawania emocji, szczególnie w przypadku głównej bohaterki z Doliny, która nieodmiennie kojarzyła mi się z Panią Bovary, a matki z damami przedstawianymi choćby przez Gaskell.

Ze starszą literaturą kojarzą mi się też wątki miłosne. Jeden z nich niewątpliwie jest uwspółcześniony, ale w obu jest echo tych dawnych romansów – mezaliansu, pewnego nieprzystosowania społecznego. Nie ma tu jednak szczęśliwego zakończenia. Może dziś być go nie może i niezależnie od tego jakie są różnice i wola (lub brak) walki o uczucia, nie mogą być one zrealizowane.

Dziedziczka jeziora nie jest powieścią, którą się lekko i przyjemnie czyta. Nie jest długa, ale trzeba jej poświęcić sporo czasu. Nie mam jednak wątpliwości, że warto – ma naprawdę duży przekaz i całkiem ciekawą ocenę współczesnej arystokracji, jak z pewnością nazwałyby się panie z przedmieść, ale też całej reszty społeczeństwa, która zawodzi na każdym kroku.

M.D.Headley, Dziedziczka jeziora, tłum. D. Dziewońska, Kraków 2020.

Książka dostępna także na portalu CzytamPierwszy.pl