2019 – podsumowanie

2019 – podsumowanie

1 stycznia 2020 3 przez Aleksandra

Miałam zamiar darować sobie podsumowanie roku na blogu, bo uważałam, że blogowo nie bardzo jest co podsumowywać. Latem wprawdzie przeszłam na własną domenę i WordPressa, ale są to zmiany kosmetyczne, mające pewne znaczenie dla mnie, a nie dla Was. Ważniejsze jest to, że wciąż nie doprowadziłam wyglądu strony do stanu, do jakiego chciałabym doprowadzić, ale mam czas, w końcu kto powiedział, że po pół roku wszystko powinno być dopracowane? Okazało się jednak, że sama potrzebuję jakiegoś podsumowania zeszłego roku, a że rzadko pozwalam sobie na prywatę na blogu, to czemu nie z okazji początku 2020?

W liczbach mijający rok wygląda średnio. Przeczytałam 63 książki, więcej prawdę mówiąc nie miałam ochoty, o czym zaraz. Większości z nich nie zrecenzowałam – wiele wiąże się z moim doktoratem i były czytane na zajęcia, do artykułów, do napisania czegoś. Te, które zrecenzowałam zwykle jeszcze nie trafiły na bloga – mam sporo postów napisanych, ale wymagają sprawdzenia i dodania zdjęć na co często po prostu nie mam czasu/siły i na bieżąco zajmuję się tylko egzemplarzami recenzenckimi. Tych w tym roku było niewiele, w kolejnym będzie jeszcze mniej. Po pierwsze dlatego, że doktorat sam się nie napisze – do końca stycznia mam oddać pierwszy rozdział, drugi pewnie będzie do końca semestru letniego. Poza tym muszę prowadzić jakąś działalność naukową, wykazywać konferencje, publikacje i po prostu brakuje mi czasu. Po drugie nie jestem zadowolona z poziomu książek, które recenzuję. To są dobre, lekkie powieści, ale nie wystarczają mi. Z kolei powieści cięższe wolę sobie kupić/wypożyczyć i czytać bez terminu nad głową i myśli o konieczności zrecenzowania. Po trzecie mam mało chęci do czytania.

Zmiany

Brak chęci wynika w dużej mierze z życia prywatnego. W zeszły rok wchodziłam z pragnieniem zmian i przede wszystkim zmieniłam pracę. Zostałam redaktorką w wydawnictwie naukowym i jakkolwiek uwielbiam tę pracę (hej, płacą mi za czepianie się i pokazywanie błędów!), to jednak przez średnio 7 godzin dziennie czytam i poprawiam. Po powrocie do domu już nie za bardzo mam na to ochotę, zwłaszcza, że zaczynam analizować każdą książkę pod kątem poprawności i wnioski bywają nieciekawe. Więcej za to oglądam, tylko że o tym nie zawsze mam co napisać – to nie jest oglądanie analityczne, a zwykła zabawa dla odprężenia i to często z tasiemcami starszej daty – ostatnio oglądam „Dra House’a”, w planie mam powrót do „Zabójczych umysłów”. Musiałam też poszukać nowego hobby i pod koniec roku sięgnęłam po aparat. Efekty różne, na ogół słabe, ale tryb manualny nie jest już taką tajemnicą, jaką dotąd był, brak ostrości na zdjęciach to teraz zwykle efekt zamierzony, a ja się całkiem nieźle bawię, więc myślę, że był to dobry wybór.

Poza tym sporo (jak na mnie) podróżowałam – Łódź, Budapeszt, Toruń, Bolonia, Warszawa, więcej na ten temat na Instagramie – i planuję kolejne wyjazdy w tym roku. Spędzałam dużo czasu ze znajomymi, nauczyłam się nowego programu do księgowania, robić paznokcie, bawiłam się piórem z flexem, odkryłam kilku fajnych muzyków, którzy trafili do mojej playlisty na Spotify, byłam na Woodstocku i mam już potwierdzenie, że to zdecydowanie nie dla mnie, kilka razy zmieniłam fryzurę, zaczęłam o siebie bardziej dbać. Słowem – sporo się zmieniło. W końcu miałam czas, mogłam porzucić twardą dyscyplinę i planowanie każdej godziny, a po prostu żyć. Nieco zmieniły się też priorytety – ten doktorat, o którym wspominałam wcześniej nie jest już tak strasznie ważny, jak był rok temu. W gruncie rzeczy staje się tylko dodatkiem, jednym z elementów życia – ciekawym, czasem rozwijającym, ale nie najważniejszym.

Jeśli chodzi o „naj” tego roku…

to opisałam jeden film, Jokera, i jest najlepszym, co w zeszłym roku zobaczyłam. Bardzo dobrze bawiłam się także na najnowszych Gwiezdnych Wojnach, ale nie na tyle, by o nich pisać – po prostu jako fanka jestem bardzo usatysfakcjonowana. Chociaż marzy mi się maraton całej najnowszej trylogii, może w wakacje sobie taki zrobię i wtedy coś napiszę. Najlepszą książką był Tlen Geoffa Rymana, o którym na blogu jeszcze nie pisałam, ale niedługo to zrobię. Zaczęłam też Baśń o wężowym sercu Radka Raka, ale nie skończę jej w styczniu, choć to prawdziwa perełka. Najgorsze są dwie: Artesan ognia Anity Gierak i Zawsze przy tobie K.A. Linde. Obie są szkodliwe i z logiką mają mocno nie po drodze.

Co w nowym roku?

Nie wiem. Nie mam planów, a jeśli jakieś zmiany się pojawią, to najpewniej w życiu prywatnym, zawodowe mi pasuje i nie ma powodu by się zmieniło, blogowe jest od dłuższego czasu ustabilizowane w taki sposób, by najbardziej mi odpowiadało. Jeśli miałabym opisać odczucia, z jakimi wchodzę w ten rok, to będzie to ciekawość. Miła odmiana po zmęczeniu sprzed roku i planów z wcześniejszy lat.

Tego i Wam życzę – ciekawości i dobrych zmian.