Joker

Joker

2 listopada 2019 5 przez Aleksandra

Arthur Fleck niedawno wyszedł z zakładu psychiatrycznego. Próbuje sobie ułożyć życie chodząc na spotkania z opieką społeczną, przyjmując leki i pracując jako klaun. Świat jednak zdaje się być przeciw niemu i niezależnie od tego, co bohater robi, kończy się to źle.

Joker nie musi być czytany jako opowieść o superzłoczyńcy od DC. To film o facecie, który jest chory psychicznie, ale poza tym oberwał po dupie z każdej możliwej strony. O człowieku, który był krzywdzony przez całe życie tylko dlatego, że był chory, nie dość zaradny (ale czy można się temu dziwić?), dorastał w kiepskiej dzielnicy z chorą psychicznie matką, która żyła swoimi iluzjami nie dostrzegając rzeczywistości. Ale i jej trudno się dziwić. Jeśli ktoś spodziewa się, że tytułowy bohater będzie tym znanym szaleńcem, jakiego do tej pory przedstawiało nam DC, to będzie zaskoczony. Arthur Fleck jest chory, ale to nie choroba pcha go do czynienia zła, nie z niej wynika cały problem tej postaci. Wielu recenzentów uważa, że film ukazuje osoby chore, które odstawiają leki, jako niebezpieczne, co powiela od dawna znany schemat. Odnoszę zupełnie inne wrażenie – to jest ostrzeżenie dotyczące tego, co może się stać, jeśli ludzie potrzebujący pomocy zostaną jej pozbawieni. Fleck nie podjął decyzji o odstawieniu leków, wiedział, że są mu potrzebne. Nawet prosił o zwiększenie dawki, bo „w końcu chce się poczuć lepiej”. System uznał inaczej.

Joker to też opowieść o społeczeństwie – jego obojętności lub złu, które przychodzi tak łatwo i bezmyślnie. O ludziach, którzy powinni pomagać, mają taki obowiązek, ale nie robią tego. O tych, którzy z poczuciem wyższości patrzą na inne, mniej uprzywilejowane klasy społeczne. O psychologach, politykach, właścicielach firm, którzy zapominają o odpowiedzialności, która na nich ciąży. I naprawdę, w przedstawionym obrazie społecznym to nie Joker jest najgorszy, właściwie nie jestem pewna, czy właściwie można mówić o jego złu. Może raczej jest człowiekiem doprowadzonym do ostateczności, który, jak sam mówi, nie ma już nic do stracenia?

Tu wielu mówi o diagnozie bez recepty. Film pokazuje świat, w którym dzieje się zło i pokazuje do czego to prowadzi, ale nie jak naprawić sytuację. Wydaje mi się, że trudno byłoby mówić o Jokerze, gdyby taka recepta rzeczywiście istniała – po prostu zamiast powstać otrzymałby konkretną pomoc – ale także nasz realny świat wyglądałby nieco lepiej. Chociaż nie wiem, czy nie należałoby się zastanowić, czy wskazanie przyczyn nie powinno pozwolić na profilaktykę.

Film nie udałby się tak dobrze, gdyby nie fenomenalna gra aktorska Joaquina Phoeniksa wcielającego się w głównego bohatera. To, w jaki sposób oddał cierpienie Arthura, powolne przeistaczanie się w Jokera, ale też walkę o siebie postaci, która sama o sobie mówi, że nigdy w życiu nie była szczęśliwa i wesoła, to naprawdę najwyższa klasa. Na jego tle wszyscy aktorzy wypadają po prostu blado i nic dziwnego – po prostu mamy tu do czynienia z takim poziomem perfekcji, przy którym wszystko inne znika, staje się tylko dodatkiem, z którym Phoenix może zrobić, co chce.

Trzeba zwrócić uwagę na to, jak poszczególne elementy filmu współgrają. Joker nie unika symbolizmu – warto przyjrzeć się kolorystyce, która często mówi nam więcej niż same postaci (lub wbrew nimi), ale także schody, które są stale powracającym elementem, a duże znaczenia ma to, czy Arthur po nich wchodzi, czy schodzi i w jaki sposób.

Nie widziałam w tym roku nic lepszego i nie sądzę, bym jeszcze zobaczyła. Jeśli więc zastanawiacie się, czy warto pójść do kina, to przestańcie i po prostu idźcie.

Tytuł: Joker
Reżyseria: Todd Phillips
Scenariusz: Todd Phillips, Scott Silver
Rok premiery: 2019