[Do zobaczenia] Armia Boga
26 lipca 2017Jakiś czas temu czytałam artykuł o aniołach w popkulturze. Przywoływałam go nawet w pracy dyplomowej, więc wypisałam sobie też tytuły książek i filmów, których jeszcze nie znałam, a dobrze byłoby poznać. Do nich należała między innymi Armia Boga, na którą w końcu znalazłam czas.
Dawno temu anioły zbuntowały się przeciw woli Boga. Stwierdziły, że nie będą służyć człowiekowi. Wybuchła druga wojna w Niebie, a nieposłuszne anioły trafiły na Ziemię. Powrócić mogły tylko przy wykorzystaniu duszy najgorszego człowieka, jaki żył, przy którym niczym przy jest Stalin czy Hitler. Ten człowiek właśnie umarł a jego dusza trafiła do ciała małej dziewczynki, Mary.
Umówimy się: to nie jest oryginalny film. Wiem, że w recenzjach często można przeczytać, że jest, ale to nieprawda. Był kiedy się ukazał ponad 20 lat temu. Teraz nie ukazuje niczego, czego współczesny konsument popkultury mógłby nie znać: mamy Lucyfera, który nie jest aż tak zły, jak być powinien i do pary złego anioła. Mamy też wątek wiary i rozważania nad tym, do czego i komu właściwie jest potrzebna. Do tego dochodzi walka o duszę umieszczoną w ciele, a jakże, małej dziewczynki, która wie i rozumie więcej niż dorośli i to jeszcze przed tym, gdy ją opętano. Jest też para dorosłych, którzy w sumie dzieciaka powinni mieć w nosie i nie powinni wierzyć w aniołki, a w każdym razie ot tak sobie przyjmować ich istnienia i wojny do wiadomości, nie okazując przy tym nawet najmniejszego zdziwienia. No ale po co komplikować film głębszymi rozważaniami nad wiarą i realnym światem, skoro nie taki jest jego cel?
Skomplikować można go było ciekawą fabułą i zwrotami akcji, ale o to twórcy się nie pokusili. Przeciwnie, jest jeden wątek główny, którym jest poszukiwanie duszy i wyciągnięcie jej z Mary. Wątków pobocznych zero, zwrotów akcji właściwie też nie ma. Za to są niedociągnięcia: babci Mary nie ma domu, kiedy Gabriel dociera do niego, a potem nagle pojawia się w samochodzie. Gdzie była i co robiła w międzyczasie nie wiadomo, a raczej mało wiarygodne jest pozostawienie chorego dziecka samemu sobie. Ale w sumie jej postać jest zupełnie niepotrzebna i niczego do fabuły nie wnosi, jest tylko opiekunem dziecka na zasadzie „jakiś być musi”.
Więc może film nadrabia efektami specjalnymi? Kiedyś z pewnością robiły wrażenie, ale dzisiejszy widz i tym nie jest w stanie się zachwycić. Czas leci, technologia idzie do przodu i chwilami wyglądają naprawdę groteskowo.
Co więc sprawia, że film jest wart obejrzenia? Gra aktorska. Moriah Snyder w roli Mary niemal od początku sprawia, że naprawdę można poczuć dreszcze, bo jej spojrzenie jest upiorne. Viggo Mortensen doskonale odegrał pełnego namiętności, przekonanego o swojej wyjątkowości i potędze Lucyfera. Natomiast filmowego Gabriela, którego gra Christopher Walken, poznajemy stopniowo i tak jak początkowo bardzo dobrze widać jego gniew i determinację, tak później zagubienie. Właściwie dla tych aktorów warto obejrzeć cały film, bo dzięki nim zyskuje klimat i to oni potrafią sprawić, że nudnawą historię ogląda się z zapartym tchem. Niesamowity wyczyn.
Właśnie przez ten ostatni akapit Armię Boga chciałbym Wam polecić. Naprawdę, schematyczność fabuły, jakieś niedopracowanie… To nie ma znaczenia, kiedy się ogląda. Nawet okropna, kiczowata scena przemiany Lucyfera w jakieś ptaszyska bawi dopiero jakiś czas po zakończeniu seansu. A jeśli kogoś to nie przekonuje: film to klasyka gatunku, klasykę dobrze znać.
Tytuł: Armia Boga
Reżyser i scenarzysta: Gregory Viden
Rok produkcji: 1995