[199] Turniej w Gorlanie
23 lutego 2017Serię Zwiadowcy zaczynałam jeszcze w liceum i niemal od razu mnie zachwyciła. Niestety, ostatnie tomy tej serii i inna osadzona w tym samym uniwersum, Drużyna, nie zrobiła już tak dobrego wrażenia. Jakie mam odczucia po przeczytaniu Turnieju w Gorlanie, czyli pierwszego tomu serii prequelowej?
Morgarath długo knuł jak przejąć władzę w Araluenie, ale teraz w końcu przeszedł do działań. Korpus Zwiadowców za jego sprawą przeszedł dużą przemianę – ci, którzy mu nie służyli zostali wydaleni, a ich miejsce zajęli nie najlepsi kandydaci. Czy dawni członkowie Korpusu, wybitni indywidualiści, są w stanie się zjednoczyć, by ratować swój kraj i króla?
Opis na okładce sugerował, że Turniej w Gorlanie będzie ciekawy i na tym interesujące elementy w zasadzie się kończą. Cóż z tego, że dzieje się bardzo dużo, pojawiają się zwroty akcji, skoro i tak większość z nich można bez problemu przewidzieć? Cóż z tego, skoro wszystko bohaterom przychodzi niesamowicie łatwo, jakby bez wysiłku i rzadko się zdarza, by coś nie szło zgodnie z planem? Nie powiem, że nudziłam się czytając, bo byłaby to przesada, ale niestety ten tom pozostawia wiele do życzenia pod kątem rozwiązań fabularnych i niewiele wnosi. Tu już nawet nie jest problemem to, że znając wydarzenia ze Zwiadowców mniej więcej wiemy, co działo się wcześniej i dlatego łatwo przewidywać rozwiązania. Problem w tym, że drobne wydarzenia wcześniej nie wspominane w żadnej części oryginalnej serii też łatwo przewidzieć.
Powieść na szczęście nadrabia humorem. Ponownie mamy do czynienia z dialogami bawiącymi absurdalnością, dziwnymi sporami i paroma zabawnymi sytuacjami.
Mieszane uczucia mam co do bohaterów. Znani nam wcześniej ponownie zachwycają wyrazistymi charakterami. Szkoda tylko, że są dokładnie tacy sami jak w Zwiadowcach, a więc ich rozwoju brak. Szkoda też, że niewiele postaci nowych dostało swoje miejsce w powieści i porządne charaktery – na razie są stworzeni na zasadzie posiadania jednej/dwóch indywidualnych cech i tyle. Szkoda też, że jak są dobrzy to są dobrzy, a jak źli to źli – nic pomiędzy, zero pogłębienia czy wyjaśnienia postępowania w większości przypadków.
Ostatecznie Turniej w Gorlanie mnie zawiódł. Ponownie jestem trochę rozczarowana powieścią Flanagana, zobaczymy jak będzie z Bitwą na wrzosowiskach – nie wykluczam, że jeśli również mnie rozczaruje, to zakończę swoją przygodę z powieściami Flanagana.
Szkoda, bo niezmiernie nie mogę doczekać się jej czytania :/
Trochę szkoda, że się zawiodłaś :c Ale może to po prostu literatura dla młodszego czytelnika niż Ty?
Myślałam o tym, ale chyba nie, skoro wracając do "Zwiadowców" nadal potrafię się dobrze bawić przy lekturze 🙂