[150] Srebrne cienie
1 lipca 2016Bardzo dawno czytałam książki Mead, zarówno Akademię wampirów, jak i Kroniki krwi, ale widząc przedostatni tom Kronik w bibliotece nie mogłam oprzeć się pokusie poznania dalszego ciągu historii. Poprzednie bardzo dobrze wspominam za sprawą niebanalnej fabuły i ciekawych postaci. Trochę się obawiałam, że teraz mogę wszystko odebrać zupełnie inaczej, ale czy słusznie przekonajcie się sami.
Poprzedni tom zakończył się w momencie, kiedy zdrada Sydney została odkryta przez alchemików a ona sama trafiła do ich ośrodka reedukacyjnego. Srebrne cienie skupiają się na ukazaniu piekła reedukacji, której Sage została poddana oraz próbom jej odnalezienia przez Adriana i spółkę.
Co do fabuły moje obawy wcale się nie sprawdziły. Po raz kolejny byłam pod wrażeniem skomplikowania akcji, jej licznych zwrotów i pomysłowości Mead. Reedukacja o ile wiem była oparta na technikach stosowanych przez realne organizacje w naszych dziejach, co dodaje jej realizmu, ale sprawa też, że była o wiele bardziej przerażająca niż można by się spodziewać. To nie tak, że w jej trakcie krew leje się strumieniami czy coś w tym stylu i to chyba jest najstraszniejsze. Pokazuje jak łatwo można człowieka zniszczyć pozornie nie robiąc mu krzywdy.
Nie brakowało akcji, działo się naprawdę dużo i momentami wydarzenia rozgrywały się naprawdę ekspresowo. Bardzo cieszę się jednak, że nie wpłynęło to na wątek romantyczny, który w powieści odgrywa naprawdę ważną rolę. Cudownie uroczych scen było dużo, szczególnie jedna, o której nie chcę się rozpisywać (spoiler alert: ślub Sydney), której się absolutnie nie spodziewałam, ale trochę zazdrościłam Sydney w trakcie czytania.
Postacie też dalej uważam za świetne. To było jak spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi: wiem jacy są i kto jest kim, ale widać też subtelne zmiany, jakie spowodowały wydarzenia poprzedniego tomu. Przede wszystkim zaskoczył mnie Adrian. Z jednej strony dalej był starym, znanym Adrianem-lekkoduchem, z drugiej strony olbrzymie poczucie winy i strach bardzo go zmieniły. A ta troska o Sydney i powiązane z nią uleganie niszczycielskiej stronie ducha – mistrzostwo w ukazaniu postaci, która przecież i wcześniej była najbardziej skomplikowana pod kątem psychiki.
Interesująco wypadły też nowe postacie, które Sydney poznała w trakcie reedukacji. Mead bardzo interesująco przedstawiła mechanizmy społeczne i powstawanie więzi między ludźmi w sytuacjach trudnych i nie sprzyjających temu. Poznajemy różnorodne postawy wobec współwięźniów a także miedzy nimi a władzą, rodzenie się nieśmiałego ruchu oporu i omijanie zasad. Wszystko wypada wiarygodnie i stanowi jeden z lepszych elementów powieści.
Srebrne cienie bardzo mi się podobał i z radością wróciłam do świata wykreowanego przez Mead. Przede mną jeszcze jeden tom Kronik Krwi, za który za chwilę się zabieram*. Mam nadzieję, że będzie równie dobry.
Tytuł: Srebrne cienie
Autor: Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 368
*Już przeczytałam, więc spokojnie możemy podyskutować o całej serii 🙂