[108] Garść pierników, szczypta miłości
18 grudnia 2015Ostatnie dni zafundowały mi większy od dłuższego wysiłek i stres. Aby ratować się przed przemęczeniem i zdecydowaną niechęcią do wszystkiego szukałam lektury bardzo prostej, mało wymagającej i uroczej. Padło na Garść pierników, szczyptę miłości i muszę przyznać, że książka sprawdziła się lepiej niż zakładałam.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to język i nie było to dobre spostrzeżenie. Początkowo był straszny – nadmiar przymiotników, podawanie informacji zbędnych sprawiało, że chwilami aż zgrzytałam zębami. Na szczęście tak było tylko na początku. Nie wiem, czy później przymiotników było mniej, czy po prostu przestałam na nie zwracać uwagę, ale czytało się przyjemniej.
Fabularnie książka jest czymś na kształt komedii pomyłek – cała akcja opiera się o masę przypadków, naprawdę strasznych nieporozumień i złych interpretacji sytuacji, w które pakują się bohaterowie. Nie można się nudzić, choć część wydarzeń jest dość przewidywalna lub naprawdę mało prawdopodobna. W niczym to jednak nie przeszkadza – Garść pierników… to jedna z tych powieści, które można czytać po tysiąc razy a i tak się nie znudzą. Pewna naiwność, która w romansach jest czymś naturalnym i w zasadzie nieuniknionym nie przeszkadza. Jest integralną częścią klasycznych historii o miłości, a Garść pierników… z pewnością do takich należy. To jedna z tych historii, które podobno każda kobieta chciałaby przeżyć. Do tych wszystkich sama się nie zaliczam, ale bardzo lubię czytać tego typu książki. Są po prostu piękne i w trakcie czytania robi się jakoś tak lekko i ciepło na sercu.
A ciepło się robi za sprawą uczuć, które z książki się niemal wylewają. Jest trochę tych negatywnych, bo sporo tu kłótni i rozpaczy, ale są one przyćmione przez masę pozytywnych emocji. Opis Wigilii w rodzinnym domu Hani był rozczulający i z łatwością można było poczuć klimat świąt, nie sposób było się nie uśmiechać przy czytaniu o pieczeniu pierników lub opiekuńczości Wiktora. Zresztą, ciepło się robi też za sprawą przywiązania do bohaterów. Nieco schematycznych, co do niektórych od początku można było określić jaką rolę mają do odegrania w powieści, ale co tam. Tym razem to się nie liczy. Ważniejsze, że ze wszystkimi czytelnik bardzo szybko się zżyje – ich charaktery są tak rzeczywiste, tak wyraźne i, nawet w przypadku postaci negatywnych, ciepłe, że nie da się ich nie polubić.
Ciepło stało się słowem-kluczem w mojej recenzji i zdecydowanie najbardziej pasuje do opisani powieści. Rzadko można przeczytać historię z tak zaskakującym i pozytywnym ładunkiem emocjonalnym. Nawet teraz, choć minęło trochę czasu od zakończenia lektury, uśmiecham się na myśl o niej. Polecam. Historia prosta, ale bardzo sympatyczna.
Autor: Natalia Sońska
Liczba stron: 364