Przebudzenie mocy

20 grudnia 2015 0 przez Aleksandra
Myślałam, że łatwo będzie się zabrać do napisania o Przebudzeniu mocy – jeszcze w piątek, tuż po seansie, miałam pełno myśli, którymi chciałam się podzielić. Kiedy jednak wczoraj zabrałam się za pisanie, to pojawił się problem, którego nie przewidziałam – jak mam się podzielić wrażeniami jednocześnie nie spoilerując Wam? Tym razem o spoilery nietrudno…

Jak opisać cudowne walki, nie mówiąc kto z kim i o co walczył? I jak świetnie to wyglądało? Bo wyglądało, możecie mi wierzyć. Jak się ogląda filmy w kolejności lat produkcji, od najstarszych, to widać, że walki z każdą kolejną częścią wyglądają lepiej – bardziej spektakularne, bardziej dynamiczne. Wiadomo, postęp technologiczny i większy budżet dają większe możliwości. I tym razem też tak było – nieważne czy mówimy o w przestrzeni kosmicznej, czy tych na ziemi, bez względu na to czy na miecze, czy broń palną, za każdym razem wyglądały zjawiskowo.
Trudno też powiedzieć coś o ciekawych postaciach. Oczywiście, część z nich znamy, jak księżniczkę, jak Hana Solo, ale pojawiają się też nowi bohaterowie, nowe pokolenie. Jak o nich pisać, nie mówiąc jak ważną rolę odgrywają?  Można napisać, że są wyraziści, że mają interesujące charaktery, ale, kurczę, mówimy o Gwiezdnych wojnach. Czy to naprawdę kogoś zaskoczy? Czy może być inaczej? Powiem tylko, że są idealne. Dokładnie takie, jakie być powinny – pełne ognia, odwagi, dzięki którym mogą wszystko. I są zdolne do wszystkiego. Dzięki nim walka z Najwyższym Porządkiem wydaje się naturalna. Czyli wszystko w normie, nie odchodzą za bardzo ustanowionego kanonu i schematu tworzenia bohaterów. Schematu, który dla odmiany jest pozytywny.
A fabularnie też Przebudzenie mocy od kanonu nie odchodzi. Jest wszystko to, do czego jest tylko jedna wojna.
BB8 jest moim nowym ulubionym robotem z Gwiezdnych Wojen.
Jest tak samo cudowna, co R2D2
źródło

przywykliśmy: ten zły i ten jeszcze gorszy, który go uczy. Nie do końca wiadomo skąd się wziął, ale kto by się tym przejął? Jest furtka do uzupełniania fabuły, jak dopisywanie ciągu dalszego się znudzi (2017 – premiera kolejnej części). Są i dobrzy, którzy jednak błądzą we mgle do czasu aż pojawi się Moc. No i ta, która ją ma. I jest pomiędzy nimi wojna. Ta sama co zawsze, w końcu

Pozytywnie jednak nie wypada kreacja Kylo Rena (Adam Driver). Jak dotąd nie może się równać z Dartem Vaderem, bo zwyczajnie brakuje mu charakteru. Szkoda, bo ci źli w Gwiezdnych wojnach zwykle rzeczywiście byli źli. On wydaje się po prostu nieudany, zbyt zagubiony i w sumie brakuje mu determinacji. Mam nadzieję, że postać później trochę zyska.
Wszystko było dobrze, póki ten pan nie zdjął maski.
Zdecydowanie nie powinien tego robić…
źródło
Ogólnie trochę widać, że Disney swoje dorzucił – to najbardziej humorystyczna część w sadze i nie zawsze był to humor jakoś szczególnie wysokich lotów. Ale nie powiedziałabym, że przez to brakuje Przebudzeniu mocy klimatu, bo co to, to zdecydowanie nie. Klimat jest i to dokładnie taki, z jakim Gwiezdne wojny kojarzę – nie mroczny, bo jak dla mnie mroku to tam nigdy nie było. Nazwałabym go raczej bohaterskim, choć to raczej nie jest określenie, które cokolwiek komukolwiek, by mówiło. Ale wiecie, tam zdecydowanie czuje się, że walka ma sens i jest konieczna. Wie się, która strona jest dobra i jakieś szczególne uzasadnienie poglądowe bohaterów nie jest konieczne. Po prostu czuje się Moc. 
Mogłabym się jeszcze rozwodzić nad świetną muzyką, idealnie pasującą do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. O scenografii, o efektach specjalnych… O wielu rzeczach, ale nie sądzę by miały jeszcze jakieś znaczenie. To po prostu film, którzy warto i, przede wszystkim, trzeba obejrzeć. Świetna zabawa gwarantowana, powrót wspomnień związanych z poprzednimi częściami też. 
A wiecie co mnie rozłożyło najbardziej? Że galaktykę ocalił złomiarz.
Tytuł: Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy
Premiera: 18.12.2015
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: J. J. Abrams, Lawrence Kasdam, Michael Arndt