[93] Zakon mimów
25 października 2015Na początku miesiąca zachwycałam się pierwszym tomem serii, a ten przeczytałam zaraz po nim – właściwie ciężko mi powiedzieć dlaczego recenzja pojawiła się dopiero teraz. Lepiej jednak późno niż wcale, zwłaszcza, że odczucia po lekturze się nie zmieniły. Czy jednak były równie pozytywne, co w przypadku „Czasu żniw”?
W przypadku poprzedniego tomu pisałam, że akcja jest wyważona – raz rozwija się spokojnie, po czym przyśpiesza, by znów zwolnić. Tym razem nie można tego powiedzieć – z każdą stroną akcja pędzi coraz bardziej, by pod koniec nabrać rekordowego, zapierającego dech w piersiach tempa. Nie ma opcji, by przy „Zakonie Mimów” się nudzić, dzieje się zbyt wiele. Wiele też tajemnic zostało wprowadzonych, a ich rozwiązanie, pełne smaczków i nieoczekiwanych rozwiązań, było w pełni satysfakcjonujące.
Mimo pędzącej akcji autorce udało się wprowadzić więcej opisów świata. Tym razem poznajemy Sajon ze strony, o której wiedzą wszyscy jego mieszkańcy i dlatego nie ma szczegółowych opisów, nie ma rozmów wyjaśniających funkcjonowanie czegoś – tym razem przewodnikiem jest Paige, a opowiada mimochodem – spotykając kogoś ważnego, chodząc w bardziej lub mniej znane sobie miejsca. Bardzo mi się podoba to rozwiązanie, tym bardziej, że wypadło bardzo naturalnie. Przez jej wspomnienia poznaliśmy też nieco kraje poza Sajonem – dwie z Siedmiu pieczęci pochodzą spoza niego. Informacje były nieliczne, ale bardzo realistyczne.
Autorka stworzyła skomplikowany świat i niezwykłą fabułę, ale trochę niekonsekwencji jej się wkradło. Doskonałym przykładem może być kwestia wypłat Page – od pierwszego tomu czytamy, że zarabiała świetnie, tymczasem okazuje się to nieprawdą. Rozumiałabym, gdyby tylko opowiadała tak innym, ale tego typu frazy pojawiały się również w jej przemyśleniach – przecież wtedy nie musiała nikogo oszukiwać…
Sama Paige w poprzednim tomie czasami wypadała dość blado i nie wyróżniała się niczym szczególnym z grona bohaterek dystopii. W „Zakonie Mimów” było już nieco lepiej, zwłaszcza, że za jej pośrednictwem wprowadzono ideę. Motywem przewodnim, jak łatwo było się domyślić już w pierwszy tomie, jest walka o wolność ludzi (tudzież jasnowidzów). Nie jest to szczególnie oryginalny motyw, ale wyróżnia go to, że główna bohaterka nie jest krystalicznie czysta – rzeczywiście jej zależy i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel.
Kreacja świata, której nie powstydziłby się Tolkien, ilość i poziom intryg, zwrotów akcji, z których byłby dumny Martin – czy można lepiej zareklamować książkę? Nie sądzę, a to doskonale pasje do „Zakonu Mimów”.
Tytuł: Czas żniw
Autor: Samantha Shannon