[81] „Wybacz mi, Leonardzie”

12 sierpnia 2015 0 przez Aleksandra
Tytuł: Wybacz mi, Leonardzie
Autor: Matthew Quick
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 401

Moje drugie podejście do Quicka wiązało się z dużo większymi oczekiwaniami niż pierwsze, ale muszę przyznać, że nie zostały one zawiedzione.

400 stron książki opisuje jeden dzień z życia Leonarda Peacocka i kilka jego wspomnień. Nie jest to dzień byle jaki, bo właśnie w jego trakcie obchodzi osiemnaste urodziny i chce uczcić je w sposób naprawdę wyjątkowy – zabijając kolegę i popełniając samobójstwo.

„Wybacz mi, Leonardzie” stanowi perfekcyjny obraz psychiki opuszczonego i nieradzącego sobie z problemami nastolatka. Wydarzenia opisane są w sposób niezwykle realistyczny i szczegółowy, a motywy, poznawane wraz z rozwojem fabuły, przerażająco logiczne.

Niewiele miejsca Quick pozostawił na emocje. Wprawdzie widać, że kierują Leonardem, pod ich wpływem podejmuje pewne działania lub mówi coś, czego później żałuje, ale nie są najważniejsze. Większość jego kroków zdaje się być doskonale przemyślana, zaplanowana i przygotowana. Logiczna i pewna, nie impulsywna. Leonard podjął decyzję i teraz ją konsekwentnie realizuje. Przez to książka jest przerażająca – dotąd, do tego jednego, konkretnego dnia nikt nie podejrzewał, że Leonard może mieć skłonności samobójcze. To wyszło na jaw dopiero, gdy było już niemal za późno.

Takie przedstawienie problemu zmusza do głębszego zastanowienia, nie tylko nad samą postacią, ale i nad ludźmi w realnym otoczeniu. Po raz kolejny autor poruszył ważny i trudny temat w taki sposób, że zastanowienie się nad nim staje się naturalnym, ale i nieuniknionym odruchem u czytelnika. Jest to godne uwagi, ponieważ niewiele współczesnych książek dla młodzieży potrafi wywołać coś takiego. Efektowi sprzyja sposób pisania Quicka – wyjątkowo, czasem wręcz zaskakująco, lekki, bez wtrętów moralizatorskich. Quick nie podaje żadnych rozwiązań na tacy, nie poucza bezpośrednio. Zachęca tylko do myślenia i na tym polega siła jego prozy. Traktuje czytelnika jako osobę inteligentną, która do wszystkiego potrafi dojść sama i sama potrafi podjąć właściwe decyzje, dobrze ocenić wydarzenia i ludzi.

Jedyne co mnie drażniło w książce to zakończenie – wdawało się urwane, nagle zbyt optymistyczne i trochę od czapy. Nastąpiła nagła przemiana bohatera, zmieniło się jego spojrzenie na świat i wszystko, co do tej pory było dla niego ważne, co przytłaczało, straciło znaczenie. Ot tak, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Było i nie ma. Leonard zauważył swoją niestabilność emocjonalną, sam się nią zaniepokoił, ale to już był fragment, który stracił na realizmie. Szkoda, bo można było tego uniknąć – choćby kończąc historię kilkanaście stron wcześniej.
Po raz kolejny z dużą przyjemnością i korzyścią przeczytałam książkę Quicka. Przede mną z powieści młodzieżowych tego autora pozostała tylko jedna i wkrótce po nią sięgnę. Już bez obaw o poziom – nie sądzę, by Quick mógł go zaniżyć.

Proszę o komentarze 🙂