[75] „Ochłap sztandaru”
8 lipca 2015Rok wydania: 2008
„Kłamca” to wyjątkowa seria – jak na razie tylko ona zawiera pozycje, które w twórczości Ćwieka mi się podobają. Czasami aż mnie zaskakuje, że są tego samego autora, co „Chłopcy”. Czy i tym razem książka mi się spodobała?
Lucyfer w końcu osiągnął sukces. Po wielu latach planowania i szukania może spełnić swoje marzenie – sprowadzić na Ziemię przedwczesną Apokalipsę. Wojna, Głód, Zaraza i Śmierć już nadchodzą. Zaczyna się wojna, której koniec może oznaczać wieczne potępienie całej ludzkości…
Trzeci tom „Kłamcy” nie jest już zbiorem opowiadań jak poprzednie, a pełnowymiarową książką. Podobnie jak było w przypadku „Chłopców”, twórczość Ćwieka w tym wydaniu bardziej mi się podoba. Rozwój akcji można obserwować z kilku różnych punktów widzenia – samego Lokiego, jego współpracowników, Lucyfera oraz znanej z poprzedniego tomu Jenny.
Sama fabuła, oparta o zbliżającą się Apokalipsę, nie jest niczym szczególnie wyjątkowym – motyw był w fantastyce niejednokrotnie powtarzany. Ćwiek jednak słynie z wykorzystywania dość znanych motywów i przerabiania ich na własny sposób tak, by mimo wtórności zainteresować czytelnika. Tym razem również mu wyszło, głównie dzięki podróży do innych wymiarów, które zostały skonstruowane w interesujący sposób oraz przywiązaniu czytelnika do postaci.
Poprzednie tomy „Kłamcy” przyzwyczaiły do szybkiej i nieprzewidywalnej akcji. I tutaj też taka jest. Ponownie Ćwiek zaserwował swoim czytelnikom bardzo dużą liczbę zwrotów akcji – to niesamowite, że w tak krótkiej książeczce zmieściło się ich aż tyle. Niemal wszystkie zostały wprowadzone w sposób, którego czytelnik nie miał szans przewidzieć.
Wspomniałam o przywiązaniu do postaci, więc wypada powiedzieć o nich trochę więcej. I tu niestety zaczynają się schody, bo Loki został mocno ugrzeczniony w porównaniu do tomów poprzednich. Jest nawet miły, sympatyczny i bez narzekania wykonuje rozkazy aniołów, choć te wyjątkowo mu nie pasują. Chwilami miałam wrażenie, że nie czytam już o tym samym bożku, co w tomach poprzednich. Na szczęście pozostałe postacie trzymają się swoich charakterów, a te, które wprowadzono jako nowe, zostały bardzo dobrze wykreowane.
Zarzutem, jaki zwykle stawiam książkom Ćwieka jest nadmierna, niepotrzebna brutalność i wulgarność. Wato zauważyć, że w przypadku „Kłamcy” czegoś takiego nie ma. Wszystkie sceny, które za brutalne można uznać, są uzasadnione i nie rażą.
„Kłamca: Ochłap sztandaru” stanowi całkiem niezłą książkę, która może zapewnić kilka godzin rozrywki. Sprawdza się w tym doskonale i dzięki temu może być idealną lekturą na wakacje.