Bo złym pisarzem jest… King! – emocje
30 maja 2013W tytule pojawił się zwrot „Bo złym pisarzem jest…” – myślę, że to początek serii tekstów o takiej, dość przewrotnej jak za moment się okaże, tematyce. W planach mam kilku polskich pisarzy (na pewno Pilipiuk i Sapkowski), ale co poza tym i czy coś, to się okaże.
Uwaga na początek – jeśli nie czytałeś „Desperacji” Kinga i chcesz uniknąć spoilerów – nie czytaj i tego tekstu. Obawiam się, że zepsuję Ci początek – jakieś pierwsze 30-40 stron z 540.
To nie jest recenzja książki. Odnoszę się jedynie do pisarza i umiejętności wywoływania emocji w czytelniku i jak taki efekt można uzyskać. King służy mi za przykład, bo akurat jego książkę mam pod ręką, więc czemu nie wykorzystać?
Zaczęłam czytać „Desperację” Kinga i już po paru pierwszych stronach coś mnie tknęło – emocje, które budzi dość oklepany schemat. Dlaczego są tak duże?
Dwoje bohaterów, małżeństwo, Mary i Peter, jedzie przez pustynię w Nevadzie. Mężczyzna ma siostrę ćpunkę, która postanowiła przeprowadzić się do Nowego Jorku. Odwiedzili ją, dziewczyna do nowego domu poleciała samolotem, oni postanowili w ramach przygody pojechać jej samochodem. Na drodze numer 50 zatrzymał ich policjant, okazało się, że przy stacji benzynowej, na której się wcześniej zatrzymali ukradziono im tablicę rejestracyjną. Prawdopodobnie zrobiły to dzieciaki z gangu. Policjant był pozornie przyjacielski, chciał pomóc, choć i w jego zachowaniu, i wyglądzie było coś nietypowego – wielki jak góra, nie ma plakietki z nazwiskiem (teraz jestem już koło strony 150 i dalej nie znam jego miana), dziwnie mówi. W samochodzie znajdują trawkę, którą podrzuciła im siostra Petera. Glina zatrzymuje ich pod zarzutem handu narkotykami i wiezie do miejscowości zwanej Desperacją, w międzyczasie informuje, że ich zabije. W Desperacji jest już dawno nieużywana kopalnia, posterunek policji, za to ludzi brak. W budynku policji znajdują zwłoki dziewczynki, Peter ginie, Mary jest uwięziona z innymi ludźmi, których historie poznajemy później. Policjant to typowy psychopata, jego motywów jeszcze nie jestem w stanie określić, ale wiem, że czepia się Żydów, nazywa ludzi „pedałami” i najwyraźniej uważa, że Boga nie ma. Chyba sądzi, że ratuje świat przed złymi i beznadziejnymi ludźmi, ale głowy nie dam.
Teraz pewnie pojawia się pytanie, po co tak streszczam. Po to, żeby schemat był widoczny dla każdego, nie tylko czytelnika. W końcu ileż to razy czytaliśmy książki lub oglądaliśmy filmy o wariatach na pustyniach? W iluż to książkach pojawiali się ludzie, którzy znikali w tajemniczych okolicznościach na pustyni? Albo w okolicy starych kopalni? Nawet ja, raczej unikająca tego typu filmów, dostrzegam schemat.
To pierwsza książka Kinga, którą czytam. Skoro powtarzalność widzę już na początku, to chyba powinnam odstawić ją na półkę, więcej nie wracać i nie sięgać po kolejne. Powinnam, ale… Cóż. W nosie mam schemat. To jest dobre. Nie dlatego, że w pełni oryginalne. Dlatego, że oddziałuje. Budzi wspomniane już emocje.
Zastanowiło mnie, jakim cudem schemat, coś, co już znamy, budzi emocje, które nie są związane z nudą i irytacją na powtarzalność i przewidywalność. Wnioski, jak autorowi udało się to osiągnąć, okazały się dość oczywiste.
Opisy. Temat wałkowany setki razy i niby każdy wie, że są ważne, ale komu nie zdarzyło się nigdy jakiegoś przeskoczyć? Tu się nie da. Są w idealnej ilości i doskonałej jakości. Cały czas wprowadzani jesteśmy w emocje bohaterów, czy to przez ich oczywisty opis „Mary była przerażona”, czy też pokazanie odczuwanego strachu i stresu „Mary zacisnęła palce na koszuli Petera”.
Przemienność napięcia jest drugim powodem. Najpierw stres i lęk, potem chwila ulgi, wydaje się, że wszystko będzie dobrze, że Przyjacielski Policjant rzeczywiście jest przyjacielski i znów pojawia się strach rosnący z każdą chwilą. Z każdym mocniejszym zaciśnięciem palców, z szeptem czy urwanym okrzykiem. Z walką o przetrwanie, która zdaje się, że odniesie pozytywny skutek, ale jednak los sprawia inaczej. Bohaterowie po pierwszym lęku odczuwają ulgę, mają nadzieję na poprawę swego losu i czytelnicy czują to samo. Potem wszystko okazuje się iluzją, kpiną, złudzeniem i powrót do beznadziejnej sytuacji jest tym dotkliwszy. Odczuwa się go w pełni. Taka zabawa bohaterem i czytelnikami.
Teraz wróćmy jeszcze do tego schematu, którym już pewnie Was nieco zanudziłam – skoro już coś znamy, to potrafimy się do tego odpowiednio nastawić. Skoro już z dziesięć razy czytaliśmy o tym, jak to para na pustyni spotyka jakiegoś wielkiego, pomocnego faceta, który pozornie wybawia ich z opresji, a w rzeczywistości pała rządzą mordu, to psychicznie nastrajamy się na to, że będzie krwawo, strasznie i brutalnie. King staje na wysokości zadania, dostarczając nam tego. Daje nam dokładnie to, czego oczekujemy, czego chcemy. W doskonałej formie. Jak tu nie zacząć obgryzać paznokci ze zdenerwowania przy czytaniu?
Czy umiejętność kreowania napięcia sprawia, że King zasługuje na tytuł mistrza? A czy ktokolwiek zasługuje? Czy wystarcza, by napisać, że jest bardzo dobrym pisarzem i wyśmiać jego krytyków? Patrząc na liczne książki, które przeczytałam, dochodzę do subiektywnego wniosku, że w zupełności.