[85] Taniec ze smokami cz. I
6 września 2015Rok wydania: 2011
Muszę przyznać, że na podstawie Pieśni Lodu i Ognia zaczynam rozumieć zasadę „najpierw czytam, potem oglądam”. Z serialem jestem na bieżąco, z książkami jak widać trochę do tyłu. Sezon piąty czerpał też z „Uczty dla wron”, o pewnych wydarzeniach z „Tańca” już słyszałam z różnych źródeł, więc oglądało mi się średnio. A czytało jeszcze mniej przyjemnie…
Przywykłam już do tego, że Martin potrafi mnie zaskoczyć a w Pieśni dzieje się dużo. Tymczasem nie wiem, czy to wrażenie wynikłe z zaspoilerowania sobie pewnych wydarzeń, czy rzeczywiście w pierwszej części „Tańca ze smokami” działo się dużo mniej. Bardzo często odnosiłam wrażenie, że jest tylko krótkim przerywnikiem od wydarzeń naprawdę istotnych w Westeros – w Królewskiej Przystani i „pod rządami” Stannisa. Zarówno wątek na Murze, w Winterfell czy Meereen wydają się mniej istotne – mniej tam intryg, mniej akcji. Ogólnie – mniej wszystkiego, co w Pieśni ważne i klimatyczne.
Właściwie tylko wątki z dwóch perspektyw wypadły interesująco – Tyriona i Brana. Pierwszego uwielbiam, jest moją ulubioną postacią w powieści. Tym razem też nie zawiódł – jego przemyślenia, relacje z ludźmi wciąż są niezwykłe – odważne i przerażająco szczere. Lannister nie raz już zaskoczył swoją inteligencją, tu również jego dociekania są niezwykle błyskotliwe, a sarkastyczne komentarze, choć zabarwione czarnym humorem, bawią. Do tego miał kontakt z prawdopodobnie największym spiskiem w powieści, a część wydarzeń, w których brał udzial była w serialu pominięta lub zmieniona – nie będę ukrywać, że bardzo mnie to ucieszyło.
Tymczasem Bran jest dla mnie niespodzianką – dotąd nie lubiłam rozdziałów z jego perspektywy, a teraz odebrałam je całkiem pozytywnie. Nie tylko dlatego, że były stosunkowo nowe, ale i z bardziej prozaicznego powodu – wprowadził sporo nowych tajemnic.
Największe rozczarowanie powieści? Daenerys. Jej wątek był po prostu nudny i dłużył się niemiłosiernie – dziewczyna bez przerwy nie wie co robić, ale słuchać doradców nie będzie. O walkach coś się tam słyszy, ale wszystko jest przedstawione tylko z punktu widzenia Danny, a więc Martin nie pokazał nic konkretnego. Poza tym, o ile lubię politykę w fantastyce i często przyjemniej czyta mi się o niej niż o walkach, to w tym przypadku wydaje się nieudolna i nie czyta się tego dobrze. Do tej pory jej kibicowałam, ale coraz ciężej mi uwierzyć, że ma szansę przejąć władzę w Westeros. Już Sansa lepiej knuje i prędzej by sobie poradziła…
Do tej pory kolejne części Pieśni czytało mi się bardzo szybko i lekko, tymczasem „Taniec ze smokami” męczyłam dość długo. Nie porwał mnie, nie zachwycił, był dość przeciętny, a fragmentów, które zaskakiwały lub sprawiały, że ciężko się oderwać od lektury było niewiele. To nie do końca wynik znajomości części fabuły – po prostu została opisana bardzo statycznie, przeładowana opisami. często nic nie wnoszącymi lub pozostawiającymi uczucie deja vu – szczególnie w przypadku nieszczęsnej Matki Smoków.
Niestety, ale część pierwsza tomu piątego była nijaka. Całe szczęście, że w drugiej akcja wróci do Królewskiej Przystani.