[299] Alkaloid
23 marca 2019Wokulski przypadkiem odkrył Alkę – substancję, która pozwala nadzwyczajnie rozwinąć zdolności psychiczne, fizyczne i intelektualne. Staje się nowym potentatem, ale czyhają na niego różne frakcje, pragnące posiąść sekret cudownego specyfiku.
Jeżu, cóż to była a książka. Zacznijmy od tego, że w gruncie rzeczy nie ma wątku przewodniego. Przez kilkaset stron nie wiemy do czego to wszystko właściwie dąży, po co wprowadzane są na karty powieści kolejne postacie, po co rozgrywają się kolejne wydarzenia… I w znakomitej większości nie dowiemy się tego nawet po zakończeniu. Oczywiście, można uznać, że to wszystko są sceny rodzajowe pokazujące jak alka działa i zmienia świat. Tylko po co wprowadzone? Jako ostrzeżenie przed narkotykami? Nie sprawdzi się, raczej będzie ich reklamą. Jako ostrzeżenie przed tworzeniem utopii i niemożliwością ich istnienia? W takim razie wypada bardzo słabo, zwłaszcza na tle klasyki w tym temacie (do której, swoją drogą, powieść nawiązuje).
Alkaloid do tego czyta się bardzo źle. Język skacze od nijakości do przestylizowania, a wśród naukowego lub pseudonaukowego żargonu łatwo się zgubić. Miałam nadzieje na dziewiętnastowieczną stylizację chociaż w sposobie prowadzenia narracji, ale niestety jej nie było. ducha powieści Prusa dawało się odnaleźć w początkowych partiach tekstu, raczej dialogach niż opisach, ale szybko się ulotnił wraz ze wzrostem wpływu alki na zmiany świata. Niestety, bohaterowie czasem posługują się pojęciami, które w ich czasach nie istnieją, choćby Dasein – alka mogła przyspieszyć postęp, ale nie na tyle, by Heidegger wymyślił coś przed swoimi narodzinami.
Postacie również nie zachwycają. Są słabo wykreowane, niby przechodzą jakieś przemiany, ale niezbyt zrozumiałe, do tego niekoniecznie szczególnie widoczne – nie mogą takie być przy tak słabej kreacji. Szkoda, bo autor na karty powieści wciąga nie byle jakie osobistości – Witkacego, Teslę, Einsteina… A oni wszyscy niczym się od siebie nie różnią.
Nawiązania do Lalki? Ot, Wokulski, parę rzuconych nazwisk i wspomnienie o młodości Wokulskiego. To by było na tyle. Postacie nie maja oryginalnych charakterów, nie odgrywają wielkiej roli, nawet Warszawa zostaje zmarginalizowana i nieistotna. Przykre trochę – książka opisywana jako alternatywna wersja powieści Prusa nie ma z nią niemal nic wspólnego.
Plusem Alkaloidu jest jego wydanie – bardzo ładne, dopracowane. Tekst jest przetykany fragmentami listów, hasłami reklamowymi, wycinkami z gazet… Wszystko naprawdę ładnie wygląda, do tego współgra z treścią tłumacząc pewne wydarzenia i książkę po prostu przyjemnie trzyma się w dłoni.
Alkaloid nie był dobrą powieścią. Nie czytało jej się dobrze, nie ciekawiła i właściwie nic nowego nie wniosła. Nie polecam, szczególnie fanom właściwej Lalki.
A. Głowacki, Alkaloid, Warszawa 2012.