[Do zobaczenia] Wikingowie 4 A

29 maja 2016 0 przez Aleksandra
Strasznie dawno nie pisałam o serialach, które oglądam, ale powód był prosty – czekałam na nowe odcinki, a w roku akademickim nie lubię zaczynać oglądania nowych.

Wiosną pojawiają się premiery nowych sezonów moich ulubionych, a jednym z nich są Wikingowie. Połowa czwartego sezonu już za nami, kolejna pojawi się dopiero jesienią, więc myślę, że wypadałoby trochę podsumować.

Wikingowie w pierwszym sezonie zaczynali się bardzo prosto – ot, zwykły normandzki rolnik chciał splądrować ziemie na zachód od ojczyzny i odkrył jak tam trafić a potem wrócić do domu. Dużo od tamtej pory się zmieniło, bo ani rolnik nie jest już rolnikiem, ani serial o samym plądrowaniu nie mówi, ani na zachodnich ziemiach się nie skończyło. To zmiany dobre, rozwijające fabułę i interesujące, dzięki nim wciąż chce się oglądać serial. Akcja nie rozgrywa się już tylko z perspektywy głównego bohatera, Ragnara, ale i innych, w wielu miejscach, tym samym pozwalając na poznanie wielu kultur i obyczajów średniowiecznej Europy (bardziej lub mniej wiernie i wiarygodnie).
Od pierwszego sezonu obserwujemy wydarzenia w Anglii – wojnę trzech zwaśnionych królestw, które walczą ze sobą, zawierają sojusze. Tu na pierwszy plan wychodził król Wessex; tym razem też nie było inaczej i po raz kolejny na ekranie można obserwować niesamowite intrygi króla Egberta. To jedna z najciekawszych postaci serialu, najbardziej tajemnicza i w związku z tym zawsze dzieje się wokół niego dużo, trudno przewidzieć co będzie dalej i w jakim celu coś robi. Tym razem też i choć niektóre jego działania wydają się logiczne i rozumiem już o co chodziło, to z innymi dalej jest problem. Sam król bardzo przypomina głównego bohatera, Ragnara i mimo że z naszego punktu widzenia może się wydawać bardziej cywilizowany, to jednak jest równie bezwzględny i zdecydowany w działaniach.
W poprzednim sezonie Ragnar najechał Paryż, potem pozostał tam Rollo i zdradził przechodząc na stronę Francuzów. Czwarty sezon pokazuje w jaki sposób się dostosowuje do nowego środowiska, kultury i statusu społecznego. Po raz pierwszy Rollo ma do odegrania większą rolę, pokazuje, że tak naprawdę nie zmienił się w stosunku do czasów swojej młodości i przemianę przechodzi dopiero teraz, osiągnąwszy cel. Doskonale przedstawiono wszystkie problemy, z którymi musi się mierzyć, uznanie, które stopniowo zdobywa i i jak to na niego wpływa. 
Jednak dwór franków to nie tylko nawrócony wiking, ale i intrygi polityczne. Obserwujemy ludzi pragnących władzy i zdolnych do wszystkiego, by cel osiągnąć. Zdrady, podstępy i szpiegowanie są na porządku dziennym i na o wiele wyższym poziomie niż w przypadku Kattegat. To właśnie w Paryżu doskonale przedstawione jest dostosowywanie się jednostki do warunków i zmiennego otocznia, nie tylko w przypadku Rollo (Clive Standen), ale i wszystkich pozostałych. To niesamowite jak szybko postacie odnajdują się tam, zmieniają, a te, które nie są w stanie nadążyć, giną. Wydarzenia rozgrywające się w Paryżu najbardziej mnie interesowały.
Niestety, akcja w Skandynawii tym razem pozostawiła sporo do życzenia. Przez trzy sezony można było się przyzwyczaić do nieustraszonej Lagerthy (Katheryn Winnick), której wszystko się udaje, trochę dziwnej i nie wiadomo czego chcącej Aslaug (Alyssa Sutherland) i zdradliwego Flokiego (Gustaf Skarsgard), niewiele więc zaskoczeń się pojawiło. Poza jednym, końcowym, ale o tym mówić nie zamierzam, bo zbyt wiele mogłabym zaspoilerować.
Pozostanę jednak jeszcze przy fabule i muszę przyznać, że ostatecznie trochę się zawiodłam. Przez większość odcinków knute były intrygi i zapowiadało się na spektakularny koniec, który nie nastąpił. O ile wydarzenia w Paryżu i Wessex były absolutnie cudowne i porywające, to wszystko, co dotyczyło bezpośrednio Ragnara (Travis Fimmel) po prostu siadało. To, że nie był sobą, to jedno. Rozumiem zmęczenie, wyrzuty sumienia i tak dalej, do których ta postać rzeczywiście miała prawo. Ale kurczę, z jego danej osobowości nie pozostało nic. Na dodatek pojawia się wątek z Chinką, dziwnie zakończony, którego do tej pory nie ogarniam w pełni – po co, na co? Na samo przedstawienie zmiany charakteru Ragnara trochę za duży, innego celu nie widzę. Pozostaje jednak nadzieja na poprawę w części B sezonu, bo na sam koniec dzielny wiking wydawał się już wrócić do normalnej osobowości.
Wikingowie słyną ze scen bitewnych i nie bez powodu. Wszystkie przedstawione są z niezwykłym rozmachem, szczegółowo i nie są ani wydelikacone, ani zrobione tak, by tylko ładnie wyglądały. Wszystko zrobiono z dbałością o szczegóły i zgodność historyczną pod względem technik i rodzaju broni. Zachwycają nawet drobne potyczki, ale końcowa bitwa była chyba najlepszą ze wszystkich dotychczas zaprezentowanych i po prostu zapierała dech w piersiach.
Ogólnie rzecz biorąc oglądało się bardzo dobrze i w oczekiwaniu na kolejne odcinki za każdym razem tworzyłam masę nowych teorii jak potoczy się dalej fabuła. Niewiele udało mi się przewidzieć i to jest chyba jeden z większych plusów serialu. Mimo że do „młodych” nie należy, to nadal potrafią widza zafascynować, zaskoczyć i po odcinku pozostawić z wielkim niedosytem i masą pytań co dalej. Nie często się to zdarza. Sama końcówka ostatniego odcinka też była interesująca i mam nadzieję, że część B sezonu 4 będzie o wiele lepsza.
Tytuł: Wikingowie
Sezon: 4 A
Twórca: Michael Hirst
Liczba odcinków: 10
Rok emisji: 2016