[347] Księżyc jest pierwszym umarłym
20 marca 2020Księżyc jest pierwszym umarłym rozpoczyna się o tego, że po śmierci rodziców Alicja przeprowadza się do małej mieściny, gdzie mimo postępów cywilizacyjnych i technologicznych ludzie wciąż wierzą w czary i diabły. Dziewczyna w to powątpiewa, ale bardzo szybko zostaje wplątana w dziwne i nadnaturalne wydarzenia.
Tak koszmarnych postaci, jak w tej książce nie spotkałam w literaturze dawno. Nie to, że są źle wykreowane – przeciwnie, są całkiem wyraziste, na ogół nie trącą schematami… Tylko że są tak niesamowicie irytujące, że naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Alicja, główna bohaterka, zyskała u mnie miano najgorszej postaci nastolatki w literaturze. Jest postacią, która zachowuje się w sposób zwyczajnie chamski, a jej postrzeganie i wyobrażenie o świecie płytkie niczym kałuża w słoneczny dzień. Nie mówię tu o świecie magicznym, który dopiero „poznaje” – jej wyobrażenie wsi, tego jak wygląda, jak żyją na niej ludzie, tego co się dzieje w szkole i układów między uczniami – to po prostu horror, zerowe umiejętności społeczne i absolutna pogarda wobec wszystkiego. Jej ciotka też nie jest lepsza – niby ma lat 26, a chwilami zachowuje się jakby miała 66 i dawno temu zapomniała, co to znaczy być młodym i dorastać. W tym wszystkim staje się mocno niekonsekwentna – z jednej strony jej wizerunek jest mocno luzacki, nieperfekcyjny, z drugiej ma zapędy dyktatorskie i zerowy szacunek do innych. Jedyne postaci, które jakoś dają radę, to Nikodem – dość niejednoznaczny, choć wszyscy zdają się go oceniać w bardzo określony sposób – i Wiktor, który jest po prostu sympatycznym nauczycielem.
Świat przedstawiony także pozostawia wiele do życzenia. Niby mamy jakieś poszerzenie znanej rzeczywistości, ale trudno powiedzieć, jakie zasady w nim panują, co istnieje, co nie, jakie są zależności między istotami nadnaturalnymi… Nie można tego zrzucić na karb nieznajomości świata przez główną bohaterkę, to jest błąd kompozycyjny lub lenistwo autorki – głównej bohaterce nikt nic nie tłumaczy, wszyscy mają w nosie, że jest w nowej sytuacji i niemal do końca zakładają, że będzie robić w ciemno co jej się każe i są zdziwieni, że tak nie jest. To wszystko sprawia, że główna oś fabuły nie ma sensu.
W książce w skrócie chodzi o to, że bohaterowie chcą odprawić rytuał, który pozbawi ich mocy, uzyskanej przez przodków poprzez pakt z diabłem. Trudno jednak powiedzieć dlaczego właściwie chcą się tej mocy pozbyć – niby mamy jakieś przebąknięcia o mordowaniu członków rodzin bohaterów, ale wyraźnie jest zasygnalizowane, że mordy wynikają z tego, że bohaterowie chcą rytuału i inne istoty też mogłyby wtedy stracić swoje zdolności. Bohaterowie zakładają także, że Alicja chce się pozbyć mocy – nastolatka, która właśnie dowiedziała się, że ma jakieś magiczne zdolności, nie za bardzo wie, o co chodzi i co właściwie może zrobić. Umówmy się: to nie może zadziałać i rzeczywiście nie działa. Nikt też nie chce jej po ludzku przekonać – raczą ją tekstami „gdybyś przeżyła to, co my”, ale nie wyjaśnią co właściwie, próbują przekupić czymś, o czym panna nawet nie wie do czego służy, grożą… Alicję to wkurzało, wkurzało i mnie – po przeczytaniu 571 stron chciałabym jednak wiedzieć dlaczego ten rytuał jest tak ważny.
Tylko że to jest główna oś fabularna, po drodze jest jeszcze całkiem sporo innych wydarzeń. Być może dzięki nim sama seria stanie się bardziej rozbudowana i ciekawsza, wielowątkowa. Być może. Na tym etapie mam wrażenie, że całość jest zanadto przeciążona wydarzeniami, które odwracają uwagę od braków w ważniejszych aspektach książki, a wiele wątków fabularnych jest tak naprawdę przewidywalnych.
Księżyc jest pierwszym umarłym zapowiadał się na całkiem ciekawą i zabawną historię. Zabawny rzeczywiście bywał, ale poza tym książka jest zbyt niedopracowana, by rzeczywiście bawić. Znakomicie za to nadaje się do irytowania czytelnika, czy to przemyśleniami głównej bohaterki, czy bezmyślnością innych postaci.
K. Bonowicz, Księżyc jest pierwszym umarłym, Kraków 2019.
Jak główna postać jest irytująca, to podziękuję. Jeszcze by mi tego brakowało, żebym się denerwowała podczas czytania 😉
A mi się właśnie podobało, że Alicja była raczej taka aspołeczna i nastawiona negatywnie. Brakowało mi jedynie w niej jakiejś takiej żałoby po rodzicach, jakby od razu o nich zapomniała.