[268] Diabolika
9 września 2018Ja się naprawdę nie spodziewałam wiele. To miała być taka sobie książeczka na jeden wieczór, żeby troszeczkę odpocząć, pobawić się. Sam opis z okładki wystarczył, żebym na tym zakończyła swoje oczekiwania. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak źle…
Nemezis jest diaboliką – genetycznie zmodyfikowaną istotą, stworzoną tylko po to, by chronić swojego właściciela. Traf chciał, że aby wykonać swój obowiązek musi zacząć udawać swoją panią, Sydonię. Bardzo szybko okazuje się wtedy, że prócz uczuć względem niej i pragnienia zapewnienia bezpieczeństwa, Nemezis może odczuwać zupełnie inne rzeczy.
Fabularnie schemat klasycznej młodzieżówki i właściwie nie ma co się na ten temat więcej rozpisywać, bo nie ma o czym. Odstępstw od schematu brak, zwroty akcji do przewidzenia przynajmniej kilka stron wcześniej (jeśli nie kilkadziesiąt), zakończenie i wątek romantyczny też bardzo szybko stają się przewidywalne.
Postaci? No cóż, w większości są jako tako wykreowane, szkoda tylko, że także według schematu. Stosunkowo ciekawie wypada Tyrus, choć przyznam, że odkąd autorzy młodzieżówek odkryli, że postacie w powieściach mogą udawać kogoś innego niż są w istocie, jakoś zbyt często pojawia się ten motyw. Niemniej, były chwile, że faktycznie nie wiedziałam, co o nim myśleć. Podoba mi się też postać Cygny – całkiem nieźle wykreowano ja jako tę, która stoi za wszystkim. Szkoda tylko, że nic pozytywnego nie potrafię powiedzieć o Nemezis, z którą trzeba się męczyć przez całą powieść. Jest zbudowana naprawdę koszmarnie. Autorka chciała pokazać jej rozdarcie wewnętrzne, wahanie między tym, co czuje, a co powinna i kompletnie jej to nie wyszło. Pojawiały się całe akapity, w których diabolika potrafiła kilka razy zmienić zdanie co do tego, czy ma jakieś uczucia, czy nie i chwilami naprawdę przypominało to pijackie bredzenie. Do tego ta jej odporność na trucizny, która jest, ale jej nie ma i ta siła, która jest, ale nie ma (do licha, mamy fragment, gdzie rozwala gołymi rękoma kamienną bryłę, a potem nie radzi sobie z drzwiami!).
Powieść aż się prosi o refleksję nad innością, tożsamością, ekologią – do licha, mamy tam planety z koszmarnymi warunkami naturalnymi, bohaterkę będącą specjalnie skonstruowaną pod kątem genetyki istotą i masę innych zmodyfikowanych stworzeń. To wszystko aż się prosi o komentarz, o jakąś analizę, pogłębienie. Myślicie, że coś się znajdzie? Gdzie tam, główną bohaterka najwyżej zastanowi się nad tym, co to znaczy być człowiekiem. I tyle, na dodatek jest to zastanowienie się tak płytkie, tak słabe, że w zasadzie aż szkoda o nim mówić. Wiedzcie jednak, że ludźmi jesteście tylko dlatego, że coś czujecie, tako rzecze Nemezis i inne postacie tej cudnej powieści.
Nie polecam. To nawet nie była dobra powieść rozrywkowa na jeden wieczór. W zasadzie nie wiem, co to było, ale nic dobrego. Pewnie nawet bym jej nie skończyła, gdybym na półce miała coś innego.
S.J. Kincaid, Diabolika, Kraków 2017.