[232] Wilcza godzina

[232] Wilcza godzina

20 stycznia 2018 0 przez Aleksandra

Wilcza godzina zaciekawiła mnie przez wzgląd na narodowość autora – litewska fantastyka jest dla mnie czymś całkowicie obcym, więc uznałam, że dobrze byłoby coś z niej poczytać. A że ostatnio ciągnie mnie do steampunku, to powieść Tapinas wydawała się całkiem ciekawa… I nie był to najlepszy wybór książki.

W Wolnym Mieście Wilno ma odbyć się Szczyt, na który przybędą przedstawiciele wszystkich ważnych państw na świecie, bo omówić przyszłą politykę międzynarodową. Zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim znajdującym się w mieście jest więc sprawą priorytetową, ale również bardzo trudną – rosyjscy szpiedzy knują, jak podburzyć ludność i zniszczyć miasta Aliansu, a po mieście krąży tajemniczy morderca…

Wilcza godzina ma ciekawie i spójnie wykreowany świat przedstawiony. Zależności między państwami i ich konflikty zarysowano w interesujący sposób, ciekawie przedstawiono miasta Aliansu. Samo Wilno z Wilczej godziny doskonale realizuje mit kresowy – w oczach Miłej jest doskonałe i piękne, wiąże się ze wspomnieniem dawnych, dobrych czasów, ale nie da się jednak zaprzeczyć, że jest też przestrzenią zagrożoną. Samego steampunku w tej powieści jednak niewiele znajdziemy i właściwie poza Wilkiem nie odgrywają większej roli, są tylko ubarwieniem świata przedstawionego.

I na tym mogę zakończyć chwalenie powieści, bo innych powodów ku temu nie ma. Po pierwsze postacie, które w większości nie mają żadnych indywidualnych cech charakteru, a jeżeli już, to są schematyczne. Na dodatek jest ich naprawdę dużo, niektóre pojawiają się tylko parę razy na początku i pod koniec – nie sposób zapamiętać kto jest kim i co właściwie robi, chociaż autor bardzo się tutaj stara – nawet postacie, które mają wkrótce zginąć (może nawet zwłaszcza one) mają swoją historię, którą Tapinas postanawia przybliżyć, rozdmuchując już i tak zbyt długą książkę. Nie robi tego jednak w przypadku postaci ważnych, o których niewiele się dowiadujemy…

Tapinas jednak opisy lubi, więc wstawia je gdzie tylko się da i doskonale zastępuje nimi fabułę. To zaskakujące, ale w powieści, która ma kilka wątków, w gruncie rzeczy niewiele się dzieje. Postacie spędzają czas na podróżach po mieście, knuciu nie wiadomo czego – to się w większości przypadków wyjaśnia dopiero na koniec powieści. Ale to nawet nie najgorzej, bo kiedy zaczynają działać, wychodzi pewna naiwność Wilczej godziny. Zdarzają się niesamowite zbiegi okoliczności pomagające bohaterom, przeczucia, przypadki. Poza tym uwielbiam motyw niepiśmiennego chłopca, który przerysowuje na mury literki z kartki, a po traumatycznych wydarzeniach nagle zaczyna sam pisać, bo… Bo tak. Poza tym strasznie mi podoba się doświadczony szpieg, który błyska złotymi zegarkami, choć przebrany jest za biednego robotnika, nie umie czytać, umawia się na spotkanie z informatorem, którego szantażuje, ale nie wie kim rzeczony jest… Cudo, po prostu cudo, ten realizm. O, a jakby tego było mało, mamy poważnych naukowców, którzy z miejsca dochodzą do wniosku, że jeden z nowych kolegów ich podopiecznej ma wobec niej złe zamiary. Bo tak, tak im się wydaje, więc go sprawdzają. Drugiego nowego kolegi już nie, bo nie. No spoko, nie? Na miejscu Miły czułabym się bezpiecznie.

Gdyby ktoś miał wątpliwości – nie polecam Wilczej godziny. Złe to było, niedopracowane, nudne i stanowczo za długie.

A. Tapinas, Wilcza godzina, Kraków 2017.

czytam pierwszy.pl