[193] Sto dni bez słońca
4 stycznia 2017Sto dni bez słońca opowiada o losach doktora filozofii, który wyjechał na stypendium do małego uniwersytetu na Finneganach. Czuje się tam znakomicie do czasu przybycia na wyspę Marcina Swobody – innego polskiego naukowca.
Fabularnie w powieści niewiele się dzieje. Książka podzielona jest na kilkadziesiąt krótkich rozdziałów, które przybliżają nam poszczególne wydarzenia w życiu Srebronia, a których jest niewiele jak na taką objętość. Mam wrażenie, że gdyby przerzucić kilka-kilkanaście stron, to nawet by się tego nie zauważyło, tak niewiele wnoszą niektóre wydarzenia do całości i niepotrzebnie wydłużają fabułę.
Książkę należy czytać przez inwersję – to co mówi nam narrator o sobie i czy osobach we własnym otoczeniu należy odwrócić, by poznać prawdę i widać to już od pierwszych stron. Więc jeśli Srebroń chwali się swoim oksfordzkim akcentem, to znaczy, że coś z nim nie tak, a jeśli umniejsza czyjeś dokonania, to raczej nie ma ku temu podstaw. Czasem też jego słowa o innych odnoszą się do niego samego (np. gdy wypowiada się o Swobodzie). Tę zmyślnie tkaną iluzję rzeczywistości, którą przedstawia nam Srebroń niszczy tylko kilka epizodów, kiedy jest naprawdę szczery – na kacu po nocnej popijawie, gdy kompleksy dochodzą do głosu i gdy czytamy wypowiedź na jego temat z ust Marcina Swobody. O ile ta inwersja na początku mocno bawi, o tyle całkiem szybko zaczyna męczyć i męczy już do końca.
A dlaczego? Bo główny bohater jest zadufanym w sobie kretynem, a kiedy inwersja jest już jasna, krzywe zwierciadło aż nadto widać, czytelnik wie co się naprawdę dzieje i przewiduje, co będzie dalej, nasz cudowny Srebroń dalej żyje w błogiej nieświadomości, w jakiś chory sposób interpretuje normalne wydarzenia i doprowadza do szału. Nie powiem, kreacja jak najbardziej na plus – w końcu tak doskonale przedstawionych postaci jest niewiele. Z drugiej strony, to jak irytuje jest przerażające i sprawia, że trudno książkę przeczytać na raz.
Sto dni bez słońca jest oczywiście ironiczną krytyką społeczności akademickiej i jako taka sprawdza się doskonale. Nieźle sprawdza się też w przedstawianiu relacji międzyludzkich, szczególnie wśród megalomanów. Niestety, na dłuższą metę jest męczące i czytać się nie chce.