Po co?
14 maja 2016źródło |
Jest taka historyjka, którą w czasie studiów usłyszałam kilka razy z ust wykładowców. Różnych, na obydwu kierunkach, na różnych stopniach. Zwykle na pierwszych zajęciach. Nauczyłam się ją traktować jako ostrzeżenie zarówno przed wykładowcą (choćby nie wiem jak ciekawie brzmiał opis przedmiotu do wyboru prowadzonego przez niego, nie wybiorę go, jeśli nie muszę), jak i przed przedmiotem, na którym jest opowiadana. Brzmi tak:
Kilka osób zapytano ile czasu potrzeba na naukę języka chińskiego w stopniu komunikatywnym:
Sinolog: 7-8 lat to tak minimum.
Doktor: 5 lat.
Student: A na kiedy trzeba?/A kiedy egzamin?
W tym momencie studenta stawiano nam za przykład: niby też tak powinniśmy, niby to prawidłowa postawa każdego człowieka – pytać tylko o to, na kiedy trzeba coś zrobić. Tylko że nigdy się z tym nie zgadzałam.
Nigdy też nie byłam bardzo dobrym uczniem. Słabym też nie. Raczej dobrym, czasem trochę lepszym niż dobry, przynajmniej z większości przedmiotów. Nie wiem, ile kłótni z rodzicami przez to zaliczyłam, nie wiem, ile razy płakałam – dla niektórych dobry to nie dość dobry. Już się pewnie nie dowiem, bo nie sposób policzyć, jednak mogę powiedzieć, że zdecydowanie zbyt wiele. Ale wiecie? Dziś ani trochę nie żałuję. Przeciwnie, dalej uważam, że to zwyczajne „dobry” ma sens. Tylko, żeby tak było trzeba umieć zadać sobie jedno pytanie i potrafić właściwie odpowiedzieć:
Po co?
Dla orędowników wiecznie dobrych ocen i nauki wszystkiego „bo nigdy nie wiesz, co może ci się przydać” jest nie do pomyślenia, a mimo to zawsze wydawało mi się bardzo rozsądne. Nie sztuką jest nauczyć się wszystkiego, ale po co? Masę tego, co uczy szkoła zapomina się jeszcze przed jej ukończeniem. Nie zabłyśnie się wiedzą w towarzystwie (zwłaszcza bezużyteczną), wiedza o pierwotniakach nie przyda się, jeśli swoją przyszłość planujesz związać z zupełnie inną dziedziną.
Oczywiście, wiedza jest fajna tylko dlatego, że się coś wie. Do niczego jednak nie prowadzi i żadnej radości nie daje wiedza, której się nie chce i nie potrzebuje. Którą zdobywa się w pocie czoła tylko po to, by mieć lepszą ocenę, by coś zaliczyć lepiej niż po porostu. W tym czasie można nauczyć się czegoś innego. Ciekawszego, bardziej użytecznego. Czegoś, czego chce się uczyć. Czegoś, co będzie do czegoś prowadzić.
Nie skończyłam szkoły wiedząc jakie są prądy morskie w Afryce, nie pamiętam wszystkich królów Królestwa Polskiego, nie wiem wielu rzeczy z fizyki. Nigdy za to nie brakowało mi czasu na zainteresowania i rozwój osobisty, a to nadal procentuje. Nauczyłam się pisać, robić biżuterię z koralików, a obie te czynności nie raz dawały mi satysfakcję i ratowały budżet. Nie było też problemu, kiedy miałam kilka godzin na napisanie jakiejś pracy zaliczeniowej czy poprawienie licencjatu. Miałam dane, siadałam i pisałam, wielu moich kolegów miało problem z samym procesem pisania. Do dziś ma, a ortografia czy stylistyka brzmi dla nich jak zaklęcia. Książki to nie były dla mnie tylko lektury, a i o lekturach wiedziałam więcej, bo nauczyłam się je czytać – dowiadywałam się o epoce, o czasach ich powstawania i wiedziałam, co czytam. Nauczyłam się wyciągać wnioski, szukać powiązań i opanowałam kilka mnemotechnik nawet o tym nie wiedząc. Pozornie tylko dlatego, że szukałam ułatwienia, a naprawdę po to, żeby mieć czas na bycie sobą i ze sobą. Tak, jak ja tego chcę, nie jak ktoś chce i wymaga.
Nie można uczyć się tylko dlatego, że coś może się kiedyś przydać. Jasne, że może, ale jest masa rzeczy, których nie spróbowałabym, bo zabrakłoby mi czasu, gdym uczyła się wszystkiego. One też mogą się przydać i prawdopodobnie do tego, co najważniejsze – dowiedzenia się czego chcę od życia, co lubię i co jest dla mnie ważne. Dziś to wiem i wiem też, że w związku z tym mam niewiarygodne szczęście.
źródło |
Tylko z pytaniem „po co” jest pewien haczyk – zła odpowiedź może prowadzić do katastrofy. Nieodpowiedź w stylu Schopenhauera nie prowadzi donikąd. Przeciwnie, „po co” bardzo często pokazuje dlaczego się męczę, dlaczego muszę odpuścić coś, co lubię i chcę robić w danej chwili na rzecz czegoś, co niekoniecznie – to niekoniecznie bardzo często prowadzi do ważniejszego celu. Pytanie po co jest tylko kontrolnym, pokazującym czy idę w dobrą stronę, czy gdzieś zbłądziłam i może powinnam coś zmienić. Nic więcej, ale i to bardzo dużo. Wymaga wiedzy o sobie, planów i odwagi, by je realizować oraz odwagi, by próbować nowych rzeczy.
może stać się wymówką, gdy nie chcę czegoś robić, bo
Jeden z wykładowców opowiedział nam historyjkę o nauce chińskiego i dodał „nie bądźcie jak ten student. Małpa też nauczy się wszystkiego, ale człowiek inteligenty nie robi czegoś tylko dlatego, że mu każą. Człowiek inteligentny najpierw zastanowi się, dlaczego ma coś zrobić i czy warto”.
Nie chcę być jak ten student.