[92] Fangirl
21 października 2015„Eleonorę&Parka” czytałam w czerwcu i byłam zachwycona, więc ucieszyłam się na wieść o wydaniu kolejnej książki Rowell w Polce. Zanim jednak „Fangirl” trafiła w moje ręce, zdążyłam zobaczyć kilka pozytywnych recenzji i zaczynam się zastanawiać, skąd ich się tyle wzięło.
Zacznijmy od tego, że nie podoba mi się kreacja Cathy. Wydaje mi się niespójna – autorka stara się nas przekonać, że dziewczyna jest chorobliwie nieśmiała: boi się odezwać do współlokatorki, boi się sama mieszkać, boi się nawet sama poszukać stołówki. Po czym najzwyczajniej w świece zaczyna się kłócić z Reagan, bez chwili refleksji spotyka się z Nickiem – też nie ma problemu, żeby się z nim spierać czy spotykać sam na sam oraz robi awanturę siostrze w miejscu publicznym. Rzekłabym, że zwykle są to sytuacja, w których osoby nieśmiałe długo myślą nim zaczną działać… Do tego dochodzi kwestia bycia fangirl – Cathy bardziej skupia się na swoim opowiadaniu niż na oryginale i to bardziej do swojej wersji bohaterów wzdycha. O samej serii książek wiemy niewiele, mimo „cytowanych” fragmentów. Zabrakło mi też wglądu do świata fanów Simona Snow…
Fabularnie książka mi się nawet podobała – bardzo dobrze czytało się o tym, jak Cathy sobie radzi, jak odnajduje się w nowych dla siebie sytuacjach. Bardzo mi się podobało przedstawienie jej relacji z Levim – powolnego rozwoju, który nie był typowo romansowy. No, dobrze, udział samego Leviego też odegrał tu dużą rolę – jest postacią cudowną, wyróżnia się nie tylko na tle pozostałych postaci z „Fangirl”, ale może spokojnie konkurować z moimi ulubieńcami z innych książek. Tylko że jak przy poprzedniej książce Rowell pisałam, że wątki poboczne zostały potraktowane po macoszemu, tak tutaj muszę to powtórzyć. Wątek matki dziewcząt w żaden sposób nie został rozwinięty, wygląda trochę jak wprowadzony na siłę, by je poróżnić. Wren doznaje niesamowitej przemiany właściwie z dnia na dzień – jednego dnia buntuje się i wkurza na ojca, że ogranicza jej wolność, kilka stron później czytamy, że spędza dnie z Cath, nie ma w niej śladu buntu i spokojnie jeździ sobie do domu. Wcześniej wspomniałam również o środowisku fanowskim, ale to tylko przykłady. Irytują mnie tym bardziej, że jakieś siedemdziesiąt ostatnich stron niczego nie wnosiło.
„Fangirl” czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie, głównie za sprawą języka – prostego, pełnego potocyzmów. Problem w tym, że po zastanowieniu ciężko znaleźć mi pozytywne strony książki. Wielu wad nie dostrzegałam w trakcie lektury – czytało się zbyt szybko – ale pozostał duży niedosyt, który pogłębiał się wraz z próbami odnalezienia jego źródła. Nie odradzam i nie polecam tej książki – jest to jedna z tych pozycji, które albo się już czytało, albo na pewno się to zrobi. Tylko warto ograniczyć oczekiwania i przygotować się na to, że może nie być genialna.
Rok wydania: 2015