Ad fontes – czasem trzeba się czegoś nauczyć
31 sierpnia 2015Że książka i ogólnie słowo pisane mają uczyć powtarzano chyba od samego początku. Jednak podejście do tego w jaki sposób, ulegało zmianie i o tej zmianie dziś Wam trochę napiszę.
Jak wygląda dziś wyciąganie mądrości z literatury? W szkole interpretuje się ją zwykle pod kątem „co autor miał na myśli?”. Na studiach dowiedziałam się, że nie jest to najszczęśliwsza metoda, bo to, co autor miał na myśli w zasadzie nikogo nie obchodzi, a interpretując zwykle wyciąga się wnioski, o których nie miał on zielonego pojęcia – czasem niebieski płotek jest niebieskim płotkiem, który akurat autorowi się spodobał, nie świadectwem melancholii i smutku podmiotu lirycznego, który czuje się ograniczony i uciskany, a otwarte okno nie jet równoznaczne z poematem na cześć powstania Windowsa. Mimo to roztrząsa się co dane zdanie, dany fragment i imię oznacza, oraz dlaczego zachowanie bohatera było/nie było mądre.
Można stworzyć własną interpretację i z niej jakieś rady wyciągnąć. No można, można, tylko lepiej nie w szkole, bo jeszcze się w klucz nie trafi i będzie źle. Albo polonistka się wścieknie… Poza tym mądrości będą bardzo subiektywne, często powstałe przez pryzmat własnych doświadczeń albo chwilowej potrzeby na określone mądrości.
Czasem idzie się w stronę interpretacji historycznej i za naukę idącą z książki bierze realia, sposoby zachowań czy przekonania, które książka w sobie zawiera. Ostrożność w tym przypadku nie zawadzi, bo w sumie nie wiadomo, czy przekonania były powszechne, czy należą tylko o autora, a o realiach i ich wierności można mówić w zasadzie tylko, jeśli autor pisze o czasach mu współczesnych. A i to niekoniecznie – też trzeba wziąć poprawkę na to, jaki stosunek do nich miał.
Jak widać można powiedzieć, że dziś sprawa w kwestii wyciągania mądrości z książek jest strasznie ciężka – co się nie zrobi, można się pomylić. W oświeceniu było prościej (tak, pomęczę Was jeszcze trochę tą epoką). Taki Krasicki uważał, że książki mają uczyć, to i pisał tak, by uczyły. Tego, co on uważał za słuszne, nie pozostawiając pola do swobodnej interpretacji.
„Przypadki Mikołaja Doświadczyńskiego” są jedną z najpopularniejszych powieści edukacyjnych w Polsce tamtego okresu i dziś można je przeczytać z pewną przyjemnością. W powieści został zachowany schemat typowy dla gatunku – hulaszcza młodość, podróż i edukacja w utopii oraz powrót do domu z nowym charakterem. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kontrast między głównym bohaterem a mieszkańcami utopii – mają zupełnie inne przyzwyczajenia i podejście do życia – oraz kontrast między młodszą i starszą wersją bohatera. Krasicki nie pozwala czytelnikowi na wybór, która droga bardziej mu się podoba – sam bohater swoje zachowanie ocenia jako złe i dostrzega mądrość płynącą ze słów mistrza Xaoo. Mistrz też na myślenie Doświadczyńskiemu nie pozwala – mówi co dobre, co złe i uzasadnia. Czytelnik, tak jak główny bohater przekaz ma podany na tacy, interpretacja, by wiedzieć „jak żyć” jest zbędna.
Nie tylko w „Przypadkach” Krasicki uczył – wszyscy słyszeliśmy o satyrach, kilka z nich jest omawianych w na języku polskim w liceum. Tu niby trzeba trochę interpretować, ale bądźmy szczerzy – nawet tam przekaz jest dość jasny.
„Powieści wschodnie”? Przekaz oparty na doświadczeniach bohaterów. Zwykle też wymagają tylko przyjęcia morału, który jest jasny – czy to z podanej rady na początku, czy jasno przedstawionego wniosku z doświadczeń głównych bohaterów.
Pewnie, nie zawsze przekaz książki był oczywisty, jednak nie wymagał szczególnie długiej interpretacji. Starczyło zauważyć, że Malwina z „Domyślności serca” myśli, że już nie kocha, kontrast między bohaterami i ich celami, jak w „Małżeństwie z kalendarza” Bohomolca. Nieważne, czy promowano określone postawy, czy je wyśmiewano, czytelnik nie miał problemu z domyślaniem się czegokolwiek. Czyż takie lektury nie były sensowniejsze w kontekście nauki?
Lektury wspomniane:
Powieści wschodnie – nie znam wersji on-line