[53] Niby taki sobie HRowiec… – „Łowcy głów”
17 stycznia 2015Skandynawskie kryminały są ostatnio bardzo popularne. Jakiś czas temu można było poczytać o Larsonie i jego książkach, teraz moda jest na Nesbo. W zasadzie mody nieszczególnie mnie interesują, ale lubię wiedzieć jak i o czym piszą popularni autorzy. Bywa, że rzeczywiście znajdzie się tak coś ciekawego.
Roger Brown jest Łowcą Głów. Najlepszym, jak sam twierdzi. Jego rekomendacja równa się zatrudnieniu na dane stanowisko. Pensja jednak z takiej pracy jest za mała, by utrzymać piękną żonę i drogi dom, więc jakoś trzeba sobie dorabiać po godzinach. Najłatwiej i najbezpieczniej dla renomy robić to nielegalnie, na przykład kradnąc obrazy.
Początek historii nie jest zbyt interesujący, dłuży się niemiłosiernie. Zwłaszcza po interesującym prologu. Stanowi za to doskonałe wprowadzenie do świata głównego bohatera i przedstawia wszystkie ważniejsze postacie. Te są naprawdę dobrze wykreowane, choć początkowo budzą sporą antypatię. Nic dziwnego – historia opowiadana jest z punktu widzenia przestępcy, a wszyscy dzielą się na wspaniałego głównego bohatera, jego jeszcze lepszą żonę i całą resztę niewiele wartych osób. Jednak takie wprowadzanie przez kilkanaście początkowych stron przez opisy co na jaki temat myśli Roger było nie najlepszym rozwiązaniem. Szczególnie, że później postacie i tak zyskują nowe cechy, a ich spostrzeżenia znacząco się różnią. I wprowadzane są mimochodem w trakcie rozwoju wydarzeń, bez zbędnych opisów.
Jednego za to Nesbo odmówić z całą pewnością nie można – zwroty akcji potrafi tworzyć. W „Łowcach głów” jest ich całkiem sporo i są naprawdę spektakularne. Nie spodziewałam się ich po takim początku, tym bardziej nie spodziewałam się takiego zakończenia – naprawdę było absolutnie niemożliwe do przewidzenia. Wprawdzie mam jedno drobne „ale”, które być może rozsypałoby rozwiązanie wymyślone przez Nesbo, ale nie powiem o chodzi, zbyt dużo bym zdradziła. Fabuła po nieszczęsnym początku zaczyna naprawdę szybko pędzić i to nie w stronę, której można by oczekiwać po opisie na okładce czy po początkowych działaniach Browna.
Nie zaczęło się dobrze, ale w ogólnym rozrachunku „Łowcy głów” wypadają całkiem nieźle – dobry kryminał o niesamowitym rozwiązaniu, dużej ilości zwrotów akcji, czyli coś, czego po tym gatunku można oczekiwać. Z drugiej strony też niewiele da się o nim powiedzieć – ani jakoś specjalnie chwalić nie ma co, ani ganić. Nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia, zaliczyłabym tę książkę do czytadeł na wolną godzinę czy dwie.
Podoba mi si okładka, więc chyba KIEDYŚ przeczytam. Oj, lista się dłuży i dłuży, kochani… I co tu zrobić?