4. Osobisty post o wszystkim i o niczym
1 grudnia 2014Listopad jest dla mnie ważnym miesiącem z kilku powodów. W tym miesiącu miałam 22. urodziny, w tym miesiącu miałam 2. rocznicę z Lubym. W listopadzie również założyłam pierwszy blog, 4 lata temu, 10. listopada – dzień po 18. urodzinach. Nie było to nic, co przypomniałoby Kawiarenkę – na blogu już nieistniejącym, day-night-lien.blog.onet.pl, pod nickiem Lien pisałam fan fiction do Shaman King. Opowiadanie zostało zakończone już na innym adresie – blog.onet.pl zostało zamienione na blogspot.com w czasach, kiedy Onet uszczęśliwiał swoich użytkowników ciągłymi awariami. Potem kilka innych blogów również o SK, własne opowiadanie, jakiś czas byłam oceniającą… Nie ma co szukać, wszystko z sieci znikło. Nie ma, nie będzie, jest tylko na moim dysku i może we wspomnieniach tych, co czytali. W trakcie pisania tego postu wpisałam sobie adres dawnego bloga w Google i jak się okazuje, ktoś pisze tam swoją historię, również powiązaną z SK. Nie jestem to jednak ja. Z ciekawości nawet pisałam do autorki z pytaniem skąd taki adres, odpowiedzi niestety nie dostałam.
Nie powiem, zebrało mi się na wspomnienia. I naprawdę mam co wspominać – ostatnie lat przyniosły bardzo dużo zmian w moim życiu i osobowości. Jakoś tak strasznie spojrzeć wstecz i pomyśleć kim się było. Jakim się było. Nie tęsknię do kompletnego braku asertywności, chorobliwej nieśmiałości i przerażenia w kontaktach międzyludzkich… Ale zastanawiam się jakim cudem zniknęły i dlaczego. Pomogła samodzielność? Kilka osób, które były bardziej życzliwe niż przerażające? Świadomość, że jeśli coś chcę osiągnąć, to mogę? Czy ona była już efektem zmian? Teorii na ten temat mam parę, ale chyba nawet tu ich nie przedstawię. A może zwłaszcza tu…
Zaczyna się grudzień. Czas podsumowań, planów na kolejny rok. Ale i zabawy, przyjemności. Nie da się ukryć, że czas świąteczny jest bardzo wesoły. I miło posłuchać kolęd, mimo że jeszcze na nie nie czas, jeszcze trochę za wcześnie… Ale nie mogę się doczekać ostatniego tygodnia miesiąca i już zaczynam się cieszyć na myśl o ubieraniu choinki, zapachu ciasta. I taniejących mandarynek. To najważniejsze 😉