[18] Gdyby nie… – „Diabeł na wieży”
3 marca 2014Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę i Czytajmy polską fantastykę.
Autor: Anna Kańtoch
Rok wydania: 2005
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 363
Anna Kańtoch, mimo że młoda, otrzymała już kilka dość znanych i prestiżowych nagród – w 2007 roku w Encouragement Award dla najbardziej obiecującego młodego twórcy, w 2009 nagrodę imienia Janusza A. Zajdla – więc zrozumiałe, że sięgając po książkę miałam dość duże oczekiwania.
W książce znajduje się sześć opowiadań – „Diabeł na wieży”, „Czarna Saissa”, „Damarinus”, „Serena i Cień”, „Długie Noce” i „Pełnia lata” – które bardziej przypominają kryminały niż typową fantastykę. Ułożone są chronologicznie i łączy je tylko postać głównego bohatera, Domenico Jordana, a od „Czarnej Saissy” również jego sługi Peyretou. Akcja rozgrywa się w alternatywnym świecie, który przypomina nasz XVII wiek.
Mam mieszane uczucia co do książki, więc zacznę od napisania o tym, co mi się nie podoba. Najważniejszą wadą jest główny bohater. Jest bardzo tajemniczy, co z początku wydawało mi się interesujące, ale ile można czytać o kimś, o kim nic się nie wie? Scharakteryzować go można jedynie jako ciekawskiego, wybitnie inteligentnego lekarza z problemem ze zrozumieniem ludzi. Jest przeidealizowany. Przeszłości Domenico nie znamy – ot, tylko pojawia się wzmianka, że pokutuje za jakieś grzechy z przeszłości, w ostatnim opowiadaniu dowiadujemy się skąd pochodzi. Jest wyprany z emocji, chłodny, opanowany. Chwilami zastanawiałam się, czy w ogóle jest w stanie coś czuć. I nie jest to myśl, która tylko jego dotyczyła, ale i wielu innych postaci. Oczywiście są wyjątki, jak kobiety z pierwszego opowiadania oraz Serena.
Świat również nie jest za dobrze wykreowany. Brakuje mi opisów – owszem, opisywano meble, parę razy rozmówców Jordana, obrazy… Ale żeby pojawiło się coś, co pozwoliłoby mi zrozumieć i wyobrazić sobie jak wygląda świat, to już nie. Najbardziej zainteresowały mnie łaski od świętych, które niemal równały się z magicznymi mocami i nawet ładnie wyjaśniono. Pisarka chyba uznała, że szczegóły dotyczące świata są nieistotne i przeszarżowała. Niestety, nie tyczy się to tylko kreacji świata, ale również przedstawienia innych bohaterów. Na przykład Eli Lienard, bohaterka „Długich Nocy” jest kurtyzaną. Z tą informacją Kańtoch wyskoczyła nie wiadomo jak i po co – wcześniej nic na ten fakt nie wskazywało. Wiedzieliśmy, że jest pewna siebie, wykształcona i jej matka chce, aby uwiodła Jordana. Szczerze mówiąc do momentu, gdzie przeczytałam o profesji dziewczyny, sądziłam, że matka chce jej znaleźć męża. Chwilami naprawdę ciężko powiedzieć o co chodzi oraz jak Jordan wpadł na rozwiązanie zagadki. Najczęściej po prostu jest problem, a chwilę później pojawia się rozwiązanie. Hokus-pokus i jest. Nie dotyczy to ostatnich trzech opowiadań, są o wiele lepsze dzięki prostemu zabiegowi – Jordanowi kazano rozmawiać z kimś i jemu wyjaśniać, co się dzieje.
„Diabeł na wieży” ma jednak i dobre strony. Na pewno można do nich zaliczyć klimat. Ciężkawy, mroczny, idealnie pasuje do fabuły książki i pomaga się przenieść do świata Jordana. Sama fabuła też jest bardzo dobra. Pełno zwrotów akcji, rozwiązanie zagadek nigdy nie jest oczywiste, a pomysły na opowiadania Kańtoch miała naprawdę świetne.
Trzeba pamiętać, że to debiutancki zbiór opowiadań, więc pewne niedociągnięcia są naturalne. Książka nie jest beznadziejna, czyta się ją nawet dobrze. Może trochę niedopracowana, może nie do końca zgodna z zamierzeniem autorki. Jest przeciętna. Jest przeciętna, choć mogłaby być lepsza – pomysły na opowiadania miały naprawdę duży potencjał.
Recenzja ukazała się również na webook.pl.